niedziela, 26 stycznia 2014

Chce mi się żyć



Taka nie dramionowa ta miniaturka :c. Dedykacja dla dzieciaka z Empika, który stwierdził, że Hermiona nie może być z Draco, bo jest dobra. Dziękuję za każdy komentarz. Słuchajcie boskiego głosu Janusza Krucińskiego i nie załamcie się nad moim brakiem talentu pisarskiego.



Hermiona siedziała sama w bibliotece. Pani Pince gdzieś wyszła, a uczniowie o tej porze zwykle nie zaglądali do tego przybytku. Nagle jej wzrok powędrował w stronę działu Ksiąg Zakazanych. Cicho wstała z krzesła i skierowała się w tamtą stronę. Gdy zatrzymała się przed półką jej oczy zabłyszczały. Stało przed nią tak wiele książek o czarnej magii i nikt nie bronił jej ich dotykać, otwierać, czytać. Wzięła jedną z nich do ręki. Okładka była chłodna, wyglądała jak rzeźbiona w marmurze. Rozejrzała się czy w pobliżu na pewno nikogo nie ma i schowała ją do torby.

Tego dnia Gryfonka nie pojawiła się na obiedzie, zajęta czytaniem. Odkąd wróciła z biblioteki ciągle myślała o tej książce. O jej wyglądzie, treści, zawartości. Musiała ją jak najszybciej przeczytać.
Gdy w nocy wróciła z patrolu usiadła ciężko w pokoju wspólnym i przywołała do siebie Najczarniejsze zakamarki magii. Jej okładkę zaczarowała tak, by wyglądała jak zwykła książka do transmutacji więc nie miała obaw, że ktoś chciałby ją pożyczyć. Szybko przebiegła wzrokiem strony, które wcześniej zdążyła przeczytać i zagłębiła się w lekturze.
Kilka godzin później Hermiona przebiegła wzrokiem ostatnie linijki i z westchnieniem zamknęła książkę. To co zawierała książka było straszne ale jednocześnie fascynujące. Po jej przeczytaniu nie mogła usiedzieć spokojnie. Musiała dowiedzieć się więcej. Bardziej zagłębić się w czarnej magii. Poznać ją od początku do końca. Po raz pierwszy od kilku lat czuła coś takiego. Podekscytowanie. Świadomość, że przed nią jest coś nieznanego, interesującego, pociągającego.
Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i cicho wyszła  z pokoju wspólnego. 
Swe kroki skierowała prosto do biblioteki. Gdy się tam znalazła znów poczuła szybsze bicie serca. Tym razem nie miała zamiaru ‘pożyczyć’ tylko jednego woluminu. Wzięła do ręki torebkę, którą wcześniej zaczarowała zaklęciem zmiejszająco-zwiększającym, po czym upchnęła do niej pięć grubych tomów.
Następnego dnia Hermiona pojawiła się na śniadaniu jako ostatnia. Harry i Ron widząc cienie pod oczami na jej twarzy próbowali się dowiedzieć, czy czuje się dobrze, ale Granger tylko ich zbyła. Jej dwaj przyjaciele nie byli jedynymi osobami, które uważnie się jej przyglądały. W stronę Gryfonki spoglądał również pewien blondyn siedzący przy stole Ślizgonów. On dobrze wiedział dlaczego Hermiona wygląda jakby była chora. Sam przez to przechodził.
Gdy Potter i Weasley zaproponowali jej by poszła do madame Pomfrey, uznała to za świetny pomysł. Nakłamała starej pielęgniarce, że się źle czuje, a ta kazała jej cały dzień leżeć w łóżku.
Idealnie. Do wieczora zdąży przeczytać wszystkie książki, a nocy, gdy nikt jej nie będzie widział, pójdzie po kolejne.
Z każdym dniem Hermiona wyglądała coraz gorzej. Jej skóra zrobiła się blada, a włosy były jeszcze bardziej niesforne niż zazwyczaj. Myślami była daleko nawet na lekcjach. Nauczyciele jak i uczniowie sądzili, że powodem tego są długie godziny spędzone nad książkami. I teoretycznie się nie mylili.
Gryfonka jak co noc rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i ruszyła korytarzem w stronę biblioteki. Gdy tam dotarła, zauważyła postać opierającą się o framugę drzwi.
-Wiem, że tu jesteś Granger. Gryfonka prychnęła cicho i zdjęła z siebie zaklęcie.
-Czego chcesz Malfoy? - Ślizgon uśmiechnął się wrednie.
-Myślisz, że o niczym nie wiem? Nie umiesz usiedzieć na miejscu. Na lekcjach ciągle albo się wiercisz, albo stukasz palcami o blat. Jesteś poddenerwowana, niespokojna, podniecona. To czarna magia zaczyna krążyć w twojej krwi, Granger. Jest jak wirus. Atakuje szybko i skutecznie, trudno jest się z niej wyleczyć. Ciągle o niej myślisz, chcesz wiedzieć więcej. Ta biblioteka zdecydowanie ci w tym nie pomoże.
Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana.
-Co masz na myśli?
Ślizgon uśmiechnął się wrednie.
-Snape ma o wiele ciekawszy księgozbiór. - Hermiona przyjrzała mu się uważnie.
-A ty mówisz mi to bezinteresownie tak? - Malfoy zaśmiał się.
-Oj Granger, Granger. Ja też będę mieć z tego korzyści. Będę mógł patrzeć jak Wielka Trójca coraz bardziej się od siebie oddala, a w końcu nie zostaje z niej nic. Moi najwięksi wrogowie się ze sobą pokłócą, a ich najlepsza przyjaciółka przejdzie na złą stronę.
-Czekam jutro o tej samej porze. Zdecyduj czy chcesz się dowiedzieć co to oznacza żyć.
Hermiona stała, patrząc w korytarz w którym zniknął Draco. Dobro jeszcze w niej walczyło. Nie chciała być taka jak inni Śmierciożercy. Nie chciała być zła.
Jak co rano Granger chwyciła buteleczkę eliksiru na energię. Od kilku tygodni spała jedynie kilka godzin i budziła się jeszcze bardziej zmęczona, przez sny, które nawiedzały ją co noc.
Starała się nie spóźniać na posiłki i  lekcje by nie wzbudzać podejrzeń. Gdy profesor McGonagall zapytała, dlaczego ostatnio tak źle wygląda, powiedziała jej, że uczy się do egzaminów. Prawda była jednak zupełnie inna. Co noc spotykała się z Malfoyem.
Najpierw były to długie rozmowy o fascynacji czarną magią, potem wdzięczność, że Ślizgon dostarcza jej coraz to nowsze i bardziej czarnomagiczne księgi, aż w końcu zauroczenie.
Hermiona Granger nie była słabą kobietą. Wręcz przeciwnie, była bardzo silna. Jednak urok blondwłosego Ślizgona działał również na nią.
Pewnej nocy siedzieli w jego dormitorium kłócąc się, która klątwa jest cięższa.
-Malfoy. Po Dysponea Cruor objawy są gorsze. Zaatakowany zapada w śpiączkę, a w tym czasie jeśli nie znajdzie się przeciwzaklęcia, udusi się swoją krwią - była tak zaabsorbowana wygłaszaniem swoich przekonań, że nie zauważyła kiedy Draco znalazł się przed nią. Gdy podniosła głowę napotkała jego spojrzenie. Jego szare oczy były tak inne od jej czekoladowych, a mimo to podobne. Zarówno w jasnych jak i ciemnych czaiła się władza czarnej magii.
Hermiona drgnęła czując jego usta na swoich. Smakował Ognistą i czekoladą. Gryfonka sama nie wiedząc kiedy, zaczęła palcami przeczesywać jego włosy, podczas gdy on błądził swoimi dłońmi po jej ciele. Gdy zaczął całować jej szyję, Hermiona jęknęła i przeniosła swoje ręce na jego klatkę piersiową. Tym razem to on drgnął, czując jej chłodne palce rozpinające jego koszulę. Oderwał się od niej na chwilę, podczas której mocował się z zapięciem jej stanika. Dziewczyna zaśmiała się cicho i jednym ruchem pomogła chłopakowi go rozpiąć. Znów wrócili do pocałunków lecz po chwili Draco porzucił  usta dziewczyny na rzecz obdarowywania nimi jej piersi. Hermiona po raz kolejny jęknęła cicho, co sprawiło, że pocałunki stały się jeszcze bardziej intensywne. Nagle poczuła jego dłonie na swoich udach. Delikatnie muskał jej rozgżaną skórę sprawiając jej jeszcze większą rozkosz. Nie zauważyli nawet gdy ze środka pokoju przesunęli się pod ścianę. Hermiona chwyciła jego twarz w swoje dłonie, zmuszając by znów zaopiekował się jej ustami. Ręce zarzuciła na jego szyję, a nogami oplotła biodra. Malfoy spojrzał na nią uważnie.
-Jesteś pewna, że tego chcesz?
Hermiona tylko kiwnęła głową, nie umiejąc wydać z siebie żadnego dźwięku. Draco znów zaczął ją całować, lecz ona przerwała to stanowczym ruchem i delikatnie zaczęła wodzić ustami po jego torsie. Gdy w nią wszedł, lekko pisnęła, ale już po chwili ból przerodził się w rozkosz.
Obudziły ją jego pocałunki. Delikatnie się uśmiechnęła i przyciągnęła go do siebie. Jednak gdy zobaczył która jest godzina krzyknęła i zrzuciła go.
Draco rozbawionym spojrzeniem obserwował jak Gryfonka pośpiesznie się ubiera i szybkim krokiem zmierza w stronę swojego dormitorium.
Gdy zjawiła się w Wielkiej Sali Malfoy siedział już na swoim miejscu. Hermiona w duchu modliła się, żeby jej przyjaciele nie zauważyli, że do sypialni wróciła dopiero rano. Jednak jej nadzieje okazały się płonne.
-Gdzie byłaś całą noc Hermiono? - zapytał Ron jak zwykle z ustami pełnymi jedzenia.
-A gdzie niby miałam być Ronaldzie? -zapytała mierząc go chłodnym wzrokiem.
Ten spojrzał na nią z mieszanką zdziwienia i drwiny.
-Na pewno nie w swoim dormitorium. Chyba, że autorem tych malinek na szyi jest Krzywołap.
Nim ktokolwiek się zorientował Ron stał przyciśnięty do ściany, a Hermiona stała przed nim z wyciągniętą różdżką. Po raz pierwszy miała ochotę użyć któregoś z niewybaczalnych. Zobaczyć jak ktoś cierpi i cieszyć się jego bólem.
-Nie twoja sprawa Ron.
Wszyscy patrzeli zszokowani na dwójkę przyjaciół. Gdy Gryfonka zauważyła wpatrzonych w nich uczniów opuściła różdżkę i wyszła z Wielkiej Sali. Czarna magia coraz bardziej przejmowała nad nią kontrolę.
Hermiona zdenerwowała się sytuacją, która miała przed chwilą miejsce. Nie zważając na to, że jest w samym swetrze wyszła przed zamek. Śnieg wirował w powietrzu, ale dziewczyna nie czuła zimna. W jej ciele szalała magia sprawiając, że serce biło zdecydowanie zbyt szybko. Po chwili pojawił się Malfoy. Zarzucił jej na ramiona swoją kurtkę, a Hermiona bez słowa się w niego wtuliła. Czuła, że jest zła. Zła bo czarna magia zawładnęła jej umysłem nie pozwalając myśleć o niczym innym jak tylko o władzy. Ale Hermiona nie chciała z tym walczyć. Jej życie miało sens. Po raz pierwszy czuła się naprawdę szczęśliwa. Po raz pierwszy naprawdę chciało jej się żyć. 

niedziela, 19 stycznia 2014

Salazarze nie kuś



 Dedykacja dla em, Lucmione też podchodzi pod pedofilię ^^. Dziękuję Ci za komentarze mimo, że nie zgadzamy się co do Sevmione ;)

                                 Czekam, czekam wytrwale
                                 tak bardzo dotykają,
                                 dotykają mnie dni,
                                  moja tęsknota jest tęsknotą planet
                                  zmarzłych, tęskniących, a Ty jesteś słońcem,
                                  które pozwala mi żyć.




Hermiona Granger była ładną kobietą. Nie pięknością, za którą oglądają się mężczyźni, ale nie była brzydka. Rysy jej twarzy wyostrzyły się, włosy opadały na ramiona łagodnymi falami, a czekoladowe oczy były roześmiane, choć czaił się w nich smutek. Najważniejszy w jej życiu był syn, Marcus. Ten prawie trzyletni chłopczyk był owocem jej związku z Ronem, który gdy dowiedział się, że dziewczyna jest w ciąży zostawił ją samą, nie chcąc zniszczyć sobie kariery aurora, pieluchami i zupkami dla niemowląt. Marcus był mniejszą kopią swojej mamy. Nieokiełznane włosy, choć krótko przycięte, sterczały każdy w inną stronę, a czekoladowe, ciepłe oczy spoglądały na wszystko z radością i głodem wiedzy.
Chłopczyk miał swoją wspólniczkę w rozrabianiu. Była to drobna dziewczynka o szarych oczach i jasnych włosach. Jej rodzice - Ginny Weasley i Draco Malfoy wspierali Hermionę, gdy ta została sama, więc Marcus i Sheila byli dla siebie jak rodzeństwo. Razem wyglądali tak niewinnie, że nikomu do głowy by nie przyszło, że to oni, mimo swojego wieku, są sprawcami większości szkód wyrządzonych w okolicy.
Hermiona, Ginny i Draco często spędzali sobotnie popołudnia grillując w ogrodzie.
Tym razem spotkali się u Malfoyów, a grono nie składało się jedynie z trójki przyjaciół, ale także ich znajomych z Hogwartu i rodziców gospodarzy.
Państwo Weasley mimo, że najstarsi z zebranych, nie czuli się źle w tym towarzystwie. Większość przybyłych należała do Zakonu, więc dobrze się znali i nie brakowało im tematów do rozmów. Poza tym, podczas takich spotkań, mogli z radością spoglądać na wnuka, który wspaniale rósł i już w wieku trzech lat wykazywał oznaki inteligencji w przeciwieństwie do ich syna, który przyczynił się do powstania tej wspaniałej, małej istoty.
Natomiast Lucjusz Malfoy znał tu zaledwie kilka osób. Oprócz rodziców swojej synowej, których po ślubie spotkał tylko raz, jedynymi osobami z jakimi mógł rozmawiać była Granger i Zabini.
Widząc, że Blaise udaje konia na którym jeżdżą Marcus i Sheila, spojrzał w stronę Hermiony siedzącej samotnie na leżaku i obserwującą spod pół przymkniętych powiek swojego syna. Po wojnie była jedną z nielicznych osób, które z nim rozmawiały bez oskarżeń, a w ostatnim czasie nawet się zaprzyjaźnili.
-Mogę się przysiąść ?
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona, bo nie słyszała, żeby ktoś się zbliżał.
-Oczywiście panie Ma... Lucjuszu. Wciąż nie mogę przywyknąć do mówienia do ciebie na ty.
Malfoy zaśmiał się, krótko.
- Nic dziwnego. W końcu przez tyle lat byłem strasznym Malfoyem, pogromcą szlam i mugoli, wiernym sługą Voldemorta.
-Nie mów tak. Zmieniłeś się, przeszedłeś na naszą stronę i podczas Wielkiej Bitwy walczyłeś z nami. Tylko to się liczy, reszta to nie warta uwagi przeszłość.
-Ty też nie umiesz zapomnieć, że Weasley cię zostawił.
Lucjusz widząc ból na twarzy dziewczyny, czuł się bezradny, miał ochotę rzucić sam na siebie Cruciatusa. Wiedział, że cokolwiek teraz by ni zrobił czy powiedział przypomniał Hermionie o najgorszym okresie w jej życiu i nic nie jest tego w stanie zmienić.
- Wiedziałam, że ten związek nie jest na zawsze, ale nigdy bym się nie spodziewała, że zostawi mnie w ciąży…
Po policzku Hermiony spłynęła samotna łza, ale starła ją szybkim ruchem.
Lucjusz chciał coś powiedzieć, lecz w tym momencie Draco zaprosił wszystkich do stołu.

Kilka godzin później  Hermiona i Ginny zostały same sprzątając po gościach podczas gdy Draco usypiał dwójkę rozrabiaków.
Rudowłosa niepewnie spojrzała na swoją przyjaciółkę.
- Miałabyś coś przeciwko, zaopiekowaniu się Sheilą ?
-Jasne. Nie raz już się nią zajmowałam.
-Ale teraz chodzi o dwa tygodnie… Oczywiście nie musisz już odpowiadać. To nie będzie codziennie, bo ojciec Draco też się zgodził, tylko on pracuje i nie może cały dzień z nią być, a ty pracujesz w domu więc pomyślałam…
-Gin! Zaopiekuję się nią. Może być u mnie nawet miesiąc, to żaden problem – ze śmiechem powiedziała Hermiona.
Żona Malfoya tak się ucieszyła słysząc odpowiedź przyjaciółki, że niewiele myśląc z rękami pełnymi piany rzuciła się jej na szyję.


Kilka dni później Ginny przyprowadziła Sheilę z wszystkimi jej rzeczami i zabawkami do Hermiony i razem ulokowały to wszystko w pokoju Marcusa.
Gdy to zrobiły, usiadły razem w ogrodzie oddając się błogiemu lenistwu.
Następnego dnia rano Hermiona szykowała dzieciom śniadanie gdy pojawił się Lucjusz. Zjadł on razem z nimi po czym zaproponował spacer.
Wyruszyli kilkanaście minut później, gdy Hermiona przygotowała prowiant, w razie gdyby zgłodnieli
Lucjusz nie umiał oderwać wzroku od byłej Gryfonki. Granger założyła letnią sukienkę w kwiaty i delikatne sandałki na płaskim obcasie.
Przestań się tak gapić idioto. Ona mogłaby być twoją córką.
Hermiona natomiast podała mu koszyk z jedzeniem i trzymając Sheilę i Marcusa za ręce
ruszyła w stronę parku.

***
Była Gryfonka spoglądała w stronę dwójki dzieci, które całkowicie podporządkowały sobie, wydawać by się mogło, strasznego Lucjusza. Mimo, że wzrok skupiała na nich, w myślach była w zupełnie innym miejscu.
Przypomniała sobie jedno z wielu popołudni w Hogwracie gdzie wraz z przyjaciółmi spędzała czas na błoniach. Kto by pomyślał, że kilka lat później Złota Trójca się podzieli ?
Hermiona usłyszała śmiech Marcusa, tak podobny do śmiechu Rona. Była to jedna z niewielu cech jakie odziedziczył po ojcu.
Granger westchnęła i zaczęła się zastanawiać jakby to było, gdyby Weasley wtedy nie odszedł. Co prawda brakowało jej czasem kogoś kto byłby oparciem, pocieszył w tych wielu chwilach bezradności, ale mając do wyboru samotność i Rona, teraz bez wahania wybrałaby samotność. Spojrzała na Lucjusza.
On byłby wspaniałym ojcem.
Ciekawe jaki jest w sypialni... 

Hermiona uświadomiła sobie o czym myślała, dopiero gdy Malfoy usiadł obok niej.
- O czym tak rozmyślasz ?
Słysząc to pytanie delikatnie się zarumieniła. Na szczęście nie musiała odpowiadać, ponieważ nagle zaczęło padać mimo, że chwilę wcześniej na niebie nie było ani jednej chmurki.
Po powrocie do domu Hermiona przebrała dzieci w suche ubrania po czym sama udała się do łazienki. Gdy spojrzała w lustro aż jęknęła. Jej włosy napuszyły się i nijak nie dało się z nimi nic zrobić. Po kilku minutach bezowocnych prób, związała je w luźnego koka i zeszła do kuchni.
Nie było jej tam tylko kilkanaście minut, a obiad był praktycznie gotowy. Zdumiona spoglądała to na Lucjusza to na nakryty stół.
- Ale... Jak?
Malfoy czarująco się uśmiechnął.
Merlinie jak on wygląda...
-Magia moja droga, magia... - odpowiedział ze śmiechem.

Wieczorem gdy Sheila i Marcus w końcu zasnęli, Hermiona usiadła zmęczona na sofie. Mimo senności nie umiała usiedzieć w miejscu i po chwili ruszyła w stronę kuchni. Po kilku minutach wyszła z niej z tacą przekąsek i butelką wina. Lucjusz spojrzał na nią zdezorientowany.
-Właśnie miałem wychodzić...
Granger spojrzała na niego prosząco.
-Odpuść sobie raz pracę i zrelaksuj się.
Malfoy wahał się, ale już po chwili wizja spędzenia wieczór z piękną byłą Gryfonką wygrała.

Kolejne dni wyglądały podobnie. Lucjusz wpadał na śniadanie, koło dziewiątej Hermiona wychodziła do pracy, a gdy wracała Malfoy szedł do biura. Wieczory spędzali razem przy winie rozmawiając lub oglądając filmy.

Właśnie jedli kolację, gdy pojawiła się pani Weasley. Matka Ginny ze zdumieniem zauważyła, że relacja między Hermioną a Lucjuszem jest bardziej zażyła niż jeszcze tydzień wcześniej, jednak nie poświęciła temu większej uwagi. W końcu przyszła tu by zaproponować, że w weekend to ona i Artur zajmą się Sheilą i Marcusem. Dwójka zainteresowanych wyraziła taki entuzjazm, że Hermionie nie pozostało nic innego jak się zgodzić.
Gdy tylko drzwi za panią Weasley i jej wnukami się zamknęły, Lucjusz zaproponował Granger małą wycieczkę do restauracji dla czarodziejów, w której w każdy weekend odbywały się tańce. Powszechnie znane było zamiłowanie Hermiony do tańców klasycznych, a zwłaszcza walca, więc wiele się nie namyślając zgodziła się.
Malfoy był wspaniałym tancerzem, a Hermiona zdecydowanie mu dorównywała. Tańczyli tak intensywnie, że po trzech godzinach i kilku kieliszkach wina Hermiona w drodze do domu zasnęła. Kiedy dotarli pod jej dom, Malfoy delikatnie wziął ją na ręce i szukając w jej torebce kluczy ruszył w stronę drzwi. Po dostaniu się do środka ruszył w stronę schodów. Na pierwszym piętrze bywał tylko wtedy, gdy usypiał Sheilę i Marcusa więc nie miał pojęcia, które drzwi mogą prowadzić do sypialni Hermiony.
Otworzył te znajdujące się najbliżej, lecz wielka wanna raczej nie przypomniała łóżka. Za kolejnymi drzwiami była dość pokaźna biblioteka.
No tak można się było spodziewać...
Po kolejnej próbie w końcu trafił do sypialni Granger. Pokój nie był duży, ale przestronny. Pod ścianą znajdowało się duże łóżko, a na przeciwko okna stała toaletka.
Malfoy ułożył Hermionę na łóżku, po czym delikatnie ściągnął z jej nóg szpilki.
Salazarze nie kuś mnie…
Lucjusz stanął przyglądając się jej z uśmiechem. Po raz pierwszy od kilku lat całkowicie wypadła z roli ułożonej, samotnej matki i dała się ponieść uczuciom. Przed jego oczyma stanęły ich namiętne pocałunki w trakcie tańca.
Merlinie, czy ona musi tak pięknie wyglądać ?
Malfoy miał już wychodzić, gdy Hermiona się przebudziła.
-Zostań... Proszę.
Lucjusz podszedł i kucnął obok niej.
-Jesteś pijana.
 -Ale...
-Nie chcę, żebyś czegoś żałowała. - Lucjusz nie dając Granger dojść do słowa, pocałował ją w czoło i wyszedł.


 Następnego dnia rano gdy Granger wstała w kuchni czekało na nią śniadanie, a Lucjusz przygotowywał właśnie kawę.
-Jak dalej będziesz mi tak gotować, to przytyję. -ze śmiechem stwierdziła Hermiona jednocześnie siadając przy stole.
- Dla mnie zawsze będziesz piękna.
Jeszcze kilka dni temu przyjęte by to zostało ze zdziwieniem, lecz wczoraj coś się w nich zmieniło. Nie ukrywali już tego, że zaczynają do siebie coś czuć.

Gdy popołudniu czytali w ogrodzie (a raczej próbowali, bo naga klatka piersiowa Lucjusza raczej nie pomagała Hermionie w skupieniu się na tekście, tak jak jemu jej krótka sukienka) państwo Weasley przyszli z Marcusem i Sheilą. Hermiona od razu ruszyła do kuchni przygotować dla wszystkich podwieczorek. Po chwili pojawił się tam również Malfoy uciekając przed dociekliwym wzorkiem Molly. Jednak swoimi pocałunkami w szyję i łaskotaniem bardziej przeszkadzał niż pomagał toteż po chwili został wyrzucony z pomieszczenia. Zachowanie Hermiony i Lucjusza oczywiście nie uszło uwagi jakże kochanej Molly (Artur był niczego nieświadomy w końcu to facet) lecz nie skomentowała tego w żaden sposób.

***
Cała trójka siedziała jedząc śniadanie, gdy nagle do kuchni wpadł srebrny paw i głosem Lucjusza oznajmił, iż z powodu ważnych spraw w Ministerstwie nie będzie mógł zająć się dziećmi. Hermiona westchnęła gdyż musiała swoją dzisiejszą pracę odłożyć na jutro, a chciała wybrać się na zakupy. Dawno już nie kupiła sobie niczego nowego, a tym bardziej żadnej sukienki. Zabrała ze sobą wszystkie papiery potrzebne jej w pracy i usiadła w ogrodzie, by mieć Sheilę i Marcusa ciągle na oku.
Granger od kilku minut była pochłonięta artykułem i nie zwróciła uwagi, że piski bawiących się dzieci ucichły. Nagle z kuchni dobiegł głośny krzyk. Hermiona ruszyła w tamta stronę i gdy tylko przekroczyła próg zamarła. Sheila leżała na podłodze, a z jej twarzy ciekła krew. Dookoła leżały odłamki szkła, a Marcus stał przerażony obok przewróconego stołka. Była Gryfonka jednym ruchem różdżki zatamowała krwawienie i delikatnie wzięła dziewczynkę na ręce. Złapała swojego syna za rękę i natychmiast deportowała się do Munga.


Hermiona siedziała zniecierpliwiona na jednym z wielu korytarzy Klinki Magicznych Chorób i Urazów. Przerażony chłopczyk siedział obok niej. Nagle rozległy się szybkie kroki.
-Cholera Granger! Nie umiesz zając się dwójką dzieci ?! Co z ciebie za matka skoro nie potrafisz ich przypilnować?
Kobieta siedziała ze spuszczoną głową, dopóki Malfoy nie zarzucił jej, że jest złą matką.
-Każdemu mogło się to zdarzyć. Nie wszyscy są tak idealni jak wielki pan Lucjusz Malfoy. –odpowiedziała spokojnym, zimnym tonem.
Marcus z przerażeniem spoglądał na kłócących się dorosłych.
-To nie wina mamy. To my chcieliśmy wziąć coś do picia i nie przeszkadzać jej. Shel wpadła na pomysł, żeby wejść na stołek, bo nie dosięgaliśmy do szklanek. Gdy trzymała już literatki, zachwiała się i upadła.
Malfoy spojrzał na chłopca jakby pierwszy raz go na oczy widział. Nie świadomy tego co robi przygarnął go i objął Hermioną ramieniem.
-Przepraszam…
Po chwili z jednej z sal wyszedł uzdrowiciel.
-Z państwa córką wszystko już w porządku. Była to chwilowa utrata przytomności spowodowana uderzeniem w głowę. Zatrzymamy ją do jutra i jeśli wszystko będzie w porządku, będzie mogła wrócić do domu.
Ani Granger ani Lucjusz nie sprostowali tego, że nie są rodzicami Sheili. Gdy usłyszeli dobre wieści, przytulili się mocniej i nie zwracając uwagę na uzdrowiciela i syna Hermiony zatopili się w pocałunku. Dopiero delikatnie ciągnięcie małej rączki za sukienkę przywołało ich do rzeczywistości. Na twarzy kobiety pojawił się rumieniec i starając się go zamaskować pośpiesznie weszła do Sali w której znajdowała się dziewczynka.

Kolejne dni upłynęły spokojnie. Zarówno Hermiona jak i Lucjusz wzięli w pracy wolne i całe dnie spędzali z dziećmi bawiąc się i chodząc na spacery, a popołudniami czytając im bajki.
Dla nich obojga jednak najciekawsze były wieczory, gdy Marcus i Sheila już spali. Mogli wtedy spokojnie porozmawiać lub zająć się czymś o wiele ciekawszym niż rozmowa.

***
Ginny  skradała się po schodach, a za nią szedł jej mąż.
- Po co my to właściwie robimy Gin?
- Musimy sprawdzić czy nasz plan się powiódł. Znając ich, będą udawali, że nic się nie zmieniło.
Draco westchnął z rezygnacją, ale podążył za żoną. Gdy ta delikatnie otworzyła drzwi sypialni ich oczom ukazał się uroczy widok.
Hermiona spała oparta o ramię Lucjusza, a ten czule ją obejmował.
-Jesteś Ślizgonem… -szepnęła rudowłosa.
Blondyn spojrzał na nią zdezorientowany.
-To ty powinieneś zaproponować, żeby ich podręczyć, a nie ja – na twarzy Dracona pojawił się wredny uśmiech.
- O tak, będą się nam gęsto tłumaczyć, gdy wstaną – odpowiedział, czym wywołał jej cichy śmiech.
Małżeństwo cicho wyszło z sypialni, po drodze debatując nad tym kogo jeszcze zeswatać, skoro tak dobrze im poszło.

niedziela, 12 stycznia 2014

You can't get enough



 Z dedykacją dla Kamili, która czyta to wszystko i nadal żyje :D Niezbyt kanoniczne. Nie pytajcie dlaczego Severus zmienił zdanie, mężczyzna też czasem może. Przepraszam za błędy - poszukuję bety, jeśli jest ktoś chętny piszcie na mejla (charly34charly@gmail.com ) lub pod postem ;) Czytajcie, komentujcie i nie załamcie się ! ^^

 


W tym roku Bal Zimowy w Hogwarcie miał być wyjątkowy. Co roku Albus Dumbledore, widząc zestresowanych chłopaków zapraszających już zajęte dziewczyny na bal, doszedł do wniosku, że jednak nie może być tak wredny. Dlatego też Severus Snape siedział zirytowany do granic możliwości w jego gabinecie.
- Nie dość, że muszę zaczarować jakieś głupie pergaminy, żeby same sobie kogoś wybrały, to jeszcze mam brać w tym udział ?!
- Przecież wiesz o tym dobrze Severusie, że nauczyciele zawsze biorą czynny udział w balu.
- Bardzo śmieszne. Na pewno któraś uczennica bardzo ucieszy się, że będzie musiała spędzić ze mną cały wieczór.
- W głębi duszy Severusie, one o tym marzą. Po prostu boją się, że gdyby na ciebie spojrzały choć z cieniem uczucia z miejsca dostałyby Avadą...

***

Teraz, prawie miesiąc po tej rozmowie Mistrz Eliksirów stał  przed lustrem w swojej sypialni i krytycznie przyglądał się swojemu odbiciu. W tym dniu postanowił być bardzo oryginalny i odstąpić od normy, dlatego też ubrał się na czarno. Zebrał jedną ręką włosy na karku po czym parsknął śmiechem i zostawił je w normalnym stanie.

***

Hermiona była zdenerwowana. Od balu w czwartej klasie nie musiała ubierać tak eleganckiej sukienki. Jej kreacja była uszyta z delikatnego materiału i wyglądała jakby najmniejszy powiew mógł ją zniszczyć. Rachityczny, czerwony materiał falował przy każdym ruchu. Jej włosy opadały delikatnymi falami na ramiona, brązowe oczy podkreśliła cienką czarną kreską i tuszem. Karminowe usta wspaniale  kontrastowały z bladą cerą dziewczyny.
Całości dopełniały buty na obcasie i złoty pasek.
- Jesteś Gryfonką Hermiono, dasz radę – szepnęła do siebie po czym ostatni raz spojrzała w lustro i wyszła z dormitorium.

***

Gdy dziewczyna  weszła do Wielkiej Sali na jej twarzy pojawiła się maska. Mimo ostrzeżeń McGonagall, że tak się stanie przestraszyła się. Podeszła do wielkiego lustra i zafascynowana zaczęła przyglądać się swojej masce. Wyglądała w niej tajemniczo, ale jednocześnie idealnie współgrała z jej strojem. Nagle rozległ się głos Dumbledora.
- Proszę wszystkie panie o ustawienie się po mojej prawej stronie, natomiast panów po lewej.
Gdy tylko dyrektor zamilkł, rozległ się szum. Wszystkie dziewczyny przepychały się by jak najszybciej ustawić się w wyznaczonym miejscu. Hermiona pokręciła głową i nieśpiesznie udała się na drugi koniec sali.
- Jak wszyscy wiecie, maski na waszych twarzach są po to, by przez pierwszą połowę balu bawić się z drugą osobą bez znaczenia kim jest. W drugiej części natomiast, sami zadecydujecie z kim spędzicie resztę czasu. O północy maski znikną, a poprzedzi to dźwięk który na pewno rozpoznacie. Za chwilę wypuszczę zaczarowane pergaminy. Na każdym kawałku są imiona i nazwiska znanej pary czarodziejów lub mugoli. Są one tak zaczarowane, że każdy z nich sam wybiera dwie osoby, które połączy dziś wieczór.
Po chwili po całej sali latały skrawki pergaminu.  Wszyscy patrzyli zafascynowani jak  podlatują one do góry, rozdzierają się na dwie części i każdy z kawałków odlatuje w inną stronę. Nagle pergamin podleciał do Hermiony i zaczął latać dookoła niej. Dziewczyna delikatnie chwyciła skrawek i odczytała napis.

Elizabeth Bennet


Mimo, że była to postać z mugolskiej książki Hermiona ją znała, ponieważ na wakacjach czytała książki swojej mamy.
Gdy podniosła wzrok na zebranych w Sali, kolejny pergamin pędził do pary stojącej na końcu.
Hermiona próbowała rozpoznać kogoś ze swoich przyjaciół, a gdy jej się to nie udało, zajęła się rozmyślaniem kto dzisiejszego wieczoru będzie jej panem Darcym.
Po trzydziestu minutach każdy stał z pergaminem w ręku. Wszyscy zaczęli zastanawiać się jak odnajdą swoją drugą połówkę na ten wieczór, gdy nagle ruszyli do przodu ciągnięci niewidzialną nicią.
Po chwili Hermiona stała na przeciw swojego partnera. Był on wyższy od niej mimo, że ubrała wysokie obcasy. Dziewczyna podświadomie czuła, że jest to ktoś kogo dobrze zna, ale zaklęcie zapomnienia rzucone przez Dumbledora na nie pozwalało jej przypomnieć sobie skąd zna tą sylwetkę.
- Jak sądzę Elizabeth ?
- Pan Darcy...
Partner Hermiony ukłonił się lekko.
- Pozwoli pani ? – jego głos był ciepły, niski i kojarzył się Gryfonce z bezpieczeństwem.
Dziewczyna położyła delikatnie dłoń na wyciągniętej ręce partnera. Po chwili ruszyli na parkiet by zatańczyć Taniec Rozpoczynający. Po czterdziestu minutach usiedli zmęczeni przy jednym ze stolików.
-Może, gdy trochę odpoczniemy pójdziemy na spacer po błoniach ?
Hermiona wydawała się zachwycona wizją spaceru z ‘nieznajomym’.
- Oh tak. Będę zaszczycona móc spędzić z Tobą ten wieczór, w blasku gwiazd.
Mężczyzna popatrzył na Gryfonkę z rozbawieniem.
- Możemy mówić normalnym językiem ?
- Oczywiście panie Darcy. Więc idziemy ?
Partner Hermiony podał jej rękę i ruszyli do Sali Wyjściowej.
Przed drzwiami 'pan Darcy' wyczarował im płaszcze.
Spacerując po błoniach słyszeli muzykę dobiegającą z zamku. Leciała właśnie ulubiona, wolna piosenka Hermiony, więc zaproponowała Darcy’emu by zatańczyli. Ten objął ją delikatnie, ale stanowczo i rozpoczęli swój własny taniec.
W tej chwili każde z nich myślało o czym innym. Hermiona rozmyślała nad tym, kim jest jej partner, natomiast pan Darcy zastanawiał się, jak zareaguje dziewczyna, gdy dowie się kim na prawdę jest.
Gdy piosenka się skończyła stali jeszcze przez chwilę przytuleni. Było im dobrze i nie chcieli przerywać tej chwili. Nagle drzwi Hogwartu się otwarły i wyszedł z nich Dumbledore. Skierował się on w stronę chatki Hagrida i po chwili zniknął w ciemności.
Romantyczna chwila została zakłócona i mimo, że nie zrobili nic niedozwolonego, każde z nich poczuło się zażenowane. By przerwać krępujące milczenie Hermiona zaproponowała bitwę na śnieżki. Wysokie obcasy zdecydowanie nie pomagały Gryfonce, więc już po chwili leżała w śniegu. Pan Darcy podszedł do niej i wyciągnął rękę by pomóc jej wstać. Dziewczyna niewiele myśląc chwyciła jego dłoń i pociągnęła w swoją stronę. Jej partner nie wyraził oburzenia taki obrotem sytuacji, tylko ułożył się obok niej.
- Lubię patrzeć w gwiazdy, mogę wtedy zapomnieć o wszystkim. - powiedziała szeptem Hermiona
- Ja też. One są stałe... Zmieniają swoje miejsce na niebie, ale zawsze mam pewność, że są. W przeciwieństwie do ludzi...
Oboje zamilkli pochłonięci swoimi wspomnieniami. Po chwili Hermiona zmieniła pozycję i oparła głowę o ramię swego partnera, a ten ją objął.
Gdyby ktoś teraz wyszedł na błonia pomyślałby, że ta para jest pod wpływem Imperiusa, albo, że jest pozbawiona mózgu. W końcu nikt normalny z własnej woli nie leży w śniegu, a tym bardziej w sukience.
Nagle rozległ się dźwięk sygnalizujący, że za piętnaście minut maski znikną. Partner Hermiony nagle zesztywniał. Dziewczyna przybrała minę mówiącą, że szykują się kłopoty, a po chwili wyglądała jakby miała zemdleć.
- Jestem Gryfonką.
- Co w związku z tym ?
- Wiem kim jesteś. I wiem, że wiesz kim ja jestem
Mężczyzna wpatrywał się w nią zdumiony.
- Maska może ukrywa twarz, a zaklęcie sprawiało, że nie mogłam sobie przypomnieć w zamku kim jesteś, ale serce nie kłamie.
- Mylisz się.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Jestem pewna. Jestem pewna, że całym sercem kocham Severusa Snape'a i tylko on sprawia, że czuję się naprawdę szczęśliwa...
Żadne z nich się nie odzywało. Nie zauważyli nawet, że maski zniknęły. Pierwszy ocknął się Snape.
- Bardzo śmieszne Granger. Obydwoje się pośmialiśmy, a teraz była byś tak miła i mnie puściła ?
W oczach Hermiony pojawiły się łzy. Wstała nie patrząc na Mistrza Eliksirów. Ten równie szybko poniósł się i otrzepując się ze śniegu odszedł w stronę zamku, zostawiając dziewczynę samą.
- Nie bądź takim cholernym Ślizgonem! Nie możesz decydować za innych!
- Przypominam Ci Granger, że jestem twoim nauczycielem.
Dziewczyna zarumieniła się, ale nadal walczyła o swoje.
- Przez cały wieczór jakoś o tym nie myślałeś! Mógłbyś choć raz nie być egoistą!
- 20 punktów od Gryffindoru, Granger. I ciesz się, że tylko tyle.
Hermionę irytował jego spokój. Wiedziała jaki jest Snape, a mimo to zakochała się w nim. Teraz nie umiała wytrzymać jego cichego tonu oraz obojętnego wyrazu twarzy.
Z łzami płynącymi po policzkach poszła do swojego dormitorium. Nie przejmując się sukienką padła na łóżko.
Po kilku godzinach zasnęła wyczerpana płaczem. Obudziło ją wrażenie, że ktoś uważnie się jej przygląda. Gdy jej wzrok przyzwyczaił się do jasnego otoczenia, dostrzegła to ‘coś’ i cicho krzyknęła.
- Wczoraj nie byłaś tak przerażona moim towarzystwem.
- Wynoś się stąd. Od kiedy to nauczyciele, opiekunowie INNYCH domów mogą przebywać w dormitorium uczniów, gdy ci śpią? Co pomyślałaby profesor McGonagall gdyby pana zobaczyła ?
-Zasłabłaś na korytarzu, odprowadziłem cię do dormitorium i sprawdzam, czy na pewno wszystko już w porządku.
Hermiona była tak zirytowana, że nawet nie zauważyła, że wstała z łóżka i podeszła do fotela w którym siedział Severus.
- Mów co chcesz i wracaj do swoich lochów. – Większość osób wolałaby wejść do Zakazanego Lasu niż widzieć przed sobą Gryfonkę, z założonymi rękami, której mina wyrażała całkowitą furię. Jednak na Mistrzu Eliksirów nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
Snape chwycił ją za rękę i pociągnął w swoją stronę. Zdziwiona dziewczyna usiadła na ramieniu fotela.
- Masz rację. Jestem egoistycznym, irytującym, Ślizgonem. Ale dzięki temu mnie lubisz nie prawda Hermiono ?
Gryfonka już otwierała usta by wykrzyczeć wszystkie epitety jakie jej przyszły do głowy lecz Severus wykorzystał ten moment i delikatnie ją pocałował. Hermionie przeszła cała złość i z równym zapałem oddała pocałunek. Ręka Severusa zatrzymała się na karku i delikatnie go masowała. Po chwili jego usta oderwały się od niej przeniosły się na szyję. Hermiona i Severus byli tak zajęci sobą, że dopiero po chwili usłyszeli pukanie do drzwi. Dziewczyna spojrzała na łóżko na którym jeszcze przed chwilą spała. Gdyby ktoś chwilę wcześniej wszedł do jej dormitorium mógłby wyciągnąć błędne wnioski.
 - Więc ja zemdlałam, ty mnie znalazłeś. Otwórz drzwi, a ja udaje nieżywą.
 - W tym stanie to nie będzie trudne.
 Hermiona posłała Snape'owi piorunujące spojrzenie.
- I kto to mówi…
Severus już szykował jakąś równie złośliwą odpowiedź, gdy za drzwiami odezwał się głos.
- Hermiono jesteś tam ?
 Snape westchnął z przynaganą.
 -Minerwa zawsze miała wyczucie czasu.
Na twarzy Gryfonki pojawił się iście Ślizgoński uśmiech.
- Zmieniłam zdanie. Zablokuj zaklęciem drzwi, silencio jest zawsze, więc McGonagall nie będzie słyszeć, że ktoś tu jest.
Mistrz Eliksirów był tak zdumiony jej żądaniem, że wykonał je bez najmniejszego protestu.
- Teraz możemy zająć się czymś ciekawszym niż rozmową z Minerwą – stwierdził Snape który zdążył już zrozumieć plan Hermiony, poczym podszedł do niej i namiętnie ją pocałował.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Magiczne Święta

Trochę spóźniona świąteczna miniaturka Dramione :)
Mam nadzieję, że się spodoba i każdego kto przeczyta proszę o zostawienie po sobie śladu ^^



Tego dnia zaczarowane sklepienie w Wielkiej Sali było szare, a płatki śniegu wirowały wśród uczniów znikając w powietrzu. Była to ostatnia kolacja przed świętami, więc wśród szeptów i składanych sobie życzeń nikt nie zauważył Dumbledore’a, który stanął przed stołem nauczycieli i czekał, aż gwar ucichnie. Gdy każdy już siedział na swoim miejscu patrząc z zaciekawieniem na dyrektora, ten zaczął mówić.
-Jak zawsze, dwójka najlepszych uczniów z ostatniego roku pojedzie na wycieczkę do Paryża. W tym roku są to: Hermiona Granger i Draco Malfoy. Gratuluję i zapraszam do mojego gabinetu. Reszcie uczniów życzę Wesołych Świąt!
W tym momencie Gryfonka i Ślizgon równocześnie wstali i skierowali się w stronę dyrektora jednocześnie wyrażając swe oburzenie. Kiedy znaleźli się w gabinecie Dumbledore'a, czekał on spokojnie aż skończą im się argumenty, lub dojdą do porozumienia. Przedstawił im założenia wycieczki oraz uświadomił, że mają używać magii najrzadziej jak to tylko możliwe. Tak naprawdę dyrektor cieszył się, iż ta dwójka tak zaciekle się kłóci, bo to oznaczało, że w czasie Świąt nie będzie im się nudzić.

Gdy znaleźli się w samym centrum Paryża, cała złość im przeszła i nawet nie zwracając na to uwagi, przestali sobie nawzajem docinać. Wieża Eiffla, Pola Elizejskie i wszystkie stare  kamienice nabierały jeszcze większego uroku, gdy były pokryte białym puchem. Co chwilę spoglądając na mapę, wręczoną im przez Dumbledore’a, próbowali odnaleźć swoje mieszkanie na najbliższe dwa tygodnie. Gdy znaleźli się przed budynkiem, który mimo opłakanego stanu wyglądał jak z bajki, zaniemówili. Wszystkie zdobienia były pokryte lodem, przez co wydawały się jeszcze bardziej wyjątkowe. Korytarz może nie był w najlepszym stanie, lecz mieszkanie mimo swojej wielkości było wspaniale umeblowane i wcale nie wydawało się puste. Ślizgon po chwili zaległ na kanapie próbując zrozumieć działanie mugolskiego telewizora, natomiast Gryfonka w przypływie dobroci zrobiła herbatę dla obojga, po czym dołączyła do Malfoy'a mówiąc mu, co ma zrobić.
- Nie musisz się wymądrzać Granger. Nie jesteśmy w szkole.
Hermiona spojrzała na niego z wyrzutem. Przez te kilka miesięcy od rozpoczęcia roku miała wrażenie, że się zmienił, jednak teraz pokazał, iż nadal jest tym cholernym arystokratą, który uważa, że jest najlepszy. Spokojnie odstawiła kubek na stół, po czym wyszła z pokoju. Wolała zająć się rozpakowywaniem, niż słuchać obelg Malfoy'a. Po chwili usłyszała skrzypienie drzwi i nie zdziwiła się, gdy stanął przed nią Ślizgon.
- Przepraszam. Powinienem być milszy. Zrozum, że wśród tych tłumoków, które Merlin wie jakim cudem znalazły się w Slytherinie, nie da się inaczej odzywać. A ja tak z dnia na dzień nie zmienię swojego zachowania.
-Okej. Rozumiem, że nie potrafisz nie być wrednym Malfoy'em. – odpowiedziała Hermiona z uśmiechem.
- Skoro doszliśmy do porozumienia, koniec obijania się. Jutro jest Wigilia, więc teraz ubieraj się ciepło, idziemy na poszukiwania największej choinki, jaką twoje piękne, gryfońskie oczy widziały.

Para uczniów od kilku godzin chodziła po Paryżu próbując odnaleźć drogę do domu. Mimo, że co chwilę skądś dobiegały świąteczne piosenki, czuli się zagubieni pośród otaczających ich murów. Nie mogli z nikim porozmawiać, bo żadne z nich nie umiało francuskiego, a w tej części miasta spotykali samych rodowitych francuzów, którym ani przez myśl nie przeszło uczyć się angielskiego. Nie mogli się też teleportować, bo jednak byli w jednym z największych miast na świecie i co chwilę ktoś ich mijał. Hermiona już jakąś godzinę temu przestała czuć stopy i dłonie. Na policzkach pojawiły się rumieńce, a nos sprawiał, że wyglądała jak Rudolf. Obydwoje byli tak zmarznięci, iż nie mieli nawet siły na kłótnie. Gdy śnieg zaczął padać jeszcze mocniej niż dotychczas, sprawił, że stojąc obok siebie, praktycznie się nie widzieli. Draco złapał Hermionę za rękę i dopiero wtedy poczuł, że dziewczyna się trzęsie. Nie zważając na jej protesty, wszedł do jednego z barów i zaczął przeciskać się pomiędzy ludźmi, szukając jakiejś wolnej przestrzeni. Gdy znaleźli się w pustym korytarzu, zaczął rozpinać płaszcz i ściągać sweter.
- Teraz cię wzięło na rozbieranie Malfoy? – głos Hermiony był tak zirytowany, iż chłopak spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem pomieszanym z rozbawieniem.
- Kiedyś, by rozgrzać rycerzy, kobiety zdolne były rozebrać się i ogrzewać ich ciepłem własnego ciała. Może też spróbujemy, co Granger?
- Jakoś nie jesteś podobny do średniowiecznego rycerza. Gdzie odwaga, męstwo, honor? Pasują tylko jasne pukle i kobiece rysy twarzy.
Chłopak starając się nie pokazać, że zrobiło to na nim jakiekolwiek wrażenie, przewrócił oczami.
- Nie stój tak, tylko ściągaj tę kurtkę. Dam ci mój sweter, bo zanim trafimy do domu zamarzniesz, a ja nie chcę mieć wszystkich Gryfonów na głowie, a do tego naszego kochanego Dyrektora wraz ze swoją jakże uroczą żonką.
- McGonagall jest dobrą nauczycielką. Może nie lubi zbytnio Ślizgonów, ale przyznasz, iż Snape za Gryfonami także nie przepada.
-Ty tu nie zmieniaj tematu, tylko ściągnij tą kurtkę, chyba, że masz zamiar tkwić tu do nocy.
-Jak oddasz mi swój sweter, będzie ci zimno.
-Nie bardziej niż tobie, Granger. Poza tym, to ja namówiłem cię na szukanie choinki w mieście, którego nie znamy i uparłem się, żeby nie używać magii.
Hermiona spojrzała na Draco. Wyraz jego twarzy jasno wskazywał, że nie ma zamiaru ustąpić i będą tak stać, dopóki nie przyjmie jego swetra. Doszła do wniosku, że nie ma sensu dłużej się kłócić i zaczęła rozpinać kurtkę. Jej palce były tak zmarznięte, iż nie umiała sobie z tym poradzić. Młody czarodziej zniecierpliwiony jej powolnymi ruchami szarpnął zamek, który od razu się rozpiął. W przelocie dotknął dłoni Hermiony, która była zimna jak lód. Chwycił jej dłonie w swoje i zaczął pocierać, starając się pobudzić krążenie w rękach dziewczyny. Gdy tylko ją dotknął, przeszły między nimi iskry. Każde z nich starało się ukryć, że ten dotyk jest dla nich przyjemny. Po chwili trwające między nimi milczenie stało się ciężkie. Po raz pierwszy Malfoy nie wiedział co ma powiedzieć. Panujące napięcie przerwał jeden z kelnerów.
-Que faites-vous ici?* – mimo, iż żadne z nich nie zrozumiało, czego od nich chce, jego ton wyraźnie wskazywał na to, że nie są tu mile widziani.
-Si vous voulez être ici, vous devez acheter quelque chose!**
Hermiona najszybciej jak umiała starała się ubrać jednocześnie przeciskając się w stronę drzwi. Mimo, że znaleźli się poza lokalem, kelner nadal krzyczał na nich, gestem pokazując, iż mają odejść jak najdalej. Gryfonka uciekając przed laską, którą wymachiwał, nie zwróciła uwagi na lód i poślizgnęła się, po czym zrobiła piękny szpagat i upadła uderzając mocno o ziemię. Przez chwilę leżała nieruchomo modląc się, by nie mieć nic złamanego. Jednak Merlin nie wysłuchał jej próśb i próba poruszenia nogą sprawiła, że ból sparaliżował jej ciało. Serce biło jej jak szalone i bynajmniej powodem tego nie był strach, a pochylający się nad nią blondyn którego niebieskie oczy patrzały na nią z troską. Draco ostrożnie wziął Hermionę na ręce i nie zwracając uwagi na mijających ich ludzi, aportował się z cichym trzaskiem.

Gryfonce było dobrze w jego ramionach. Gdy poczuła jak szybko bije mu serce, jeszcze bardziej się w niego wtuliła.

Ślizgon kopniakiem otworzył drzwi i podbiegł do sofy, na której delikatnie ułożył półprzytomną dziewczynę, starając się sprawiać jej jak najmniej bólu. Zaczął delikatnie ściągać jej kurtkę, a potem buty. Z pokoju obok przyniósł koc i okrył nim Hermionę. Gdy ta uśmiechnęła się z wdzięcznością, zauważył rumieńce na jej policzkach. Szybkim krokiem podszedł do niej i chłodną dłonią dotknął jej czoła. Przez jego palce znowu przeszły iskry, których powodem bynajmniej nie było gorące czoło Gryfonki.
- Opowiedz mi bajkę – jej głos był tak proszący, iż nawet nie pomyślał, by jej odmówić.
-Dawno, dawno temu, kiedy żyli rycerze i damy, kiedy używano zbroi i herbów, pewna księżniczka szukała idealnego prezentu dla swojego ukochanego. Miał on być najpiękniejszy, najbardziej niezwykły. Taki, jakiego świat jeszcze nie widział. Miał odzwierciedlać jej uczucia. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym trudniej było jej coś wymyślić. Pewnego dnia dnia, gdy przechodziła przez las zauważyła krzak róży. Nigdy wcześniej nie widziała takich kwiatów. Jednak kiedy chciała zerwać jedną z tych róż, ukłuła się w palec i zaczęła krwawić. Nagle upadła bez świadomości. Mijały godziny, a Książe widząc, że jego ukochana nie wraca postanowił wyruszyć na poszukiwania. Noc zapadła, a księżyc lśnił na bezchmurnym niebie, gdy młodzieniec znalazł Księżniczkę leżącą na ziemi. Natychmiast rozpoznał krzak, o którym opowiadała mu matka, oraz zauważył skaleczony palec ukochanej. Wiedział, iż to jeden z tych krzewów, których ukłucie sprawia, że zapadasz w sen do końca życia. W duchu ucieszył się, iż matka opowiedziała mu, jak obudzić osobę, która się ukuła. Aby złamać klątwę wiecznego snu, trzeba było wetrzeć w zraniony palec płatek tej samej róży, lecz splamiony krwią ukochanej osoby. Książe zaczął szukać przedmiotu, którym mógłby się skaleczyć. Podszedł do ukochanej i wyjął z jej ucha kolczyk, którym zranił się w palec. Podszedł do krzewu, chwycił ogromny płatek i skropił go krwią. Potarł serdeczny palec Księżniczki, modląc się, by się przebudziła. Kiedy dziewczyna się ocknęła, wrócili do zamku a kilka dni później odbyło się ich huczne wesele.***
Draco spojrzał na śpiącą Hermionę, na której ustach czaił się uśmiech i po cichu wyszedł, zostawiając ją pogrążoną w śnie.

Gdy Gryfonka się obudziła, miała wrażenie, że ktoś połamał jej wszystkie kości. Gdy przypomniała sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru, jęknęła cicho. Próbując stanąć na chorej nodze mimowolnie krzyknęła.
- Nie wiedziałem, iż tak ci brakuje mojej obecności Granger - z pokoju obok wyszedł Malfoy w samych bokserkach, co było kolejnym powodem pogorszenia się stanu Hermiony.
- Z tego co mi wiadomo, to przez ciebie moja noga wygląda jak kłoda, a po głowie chodzi mi tysiące mrówek.
- To ja w ramach wybaczenia staram się, aby to mieszkanie nabrało świątecznej atmosfery, a ty nadal mi to wypominasz? - młody czarodziej z udawanym smutkiem zniknął w swoim pokoju. Dopiero po jego słowach Hermiona zwróciła uwagę na ozdoby świąteczne znajdujące się w pomieszczeniu. Nad kominkiem wisiały skarpety, na ścianie wił się wąż świateł, natomiast obok okna stała największa choinka, jaką Hermiona kiedykolwiek widziała. W duchu podziękowała chłopakowi za to, że pomyślał, by zawiesić również bombki z godłem Gryffindoru.

Mimo panującej na zewnątrz zawieruchy w ich mieszkaniu było ciepło i przytulnie. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy chłopak pojawił się obok niej, patrząc z uśmiechem na choinkę. Dopiero po chwili zorientowała się, iż chłopak trzyma kilka fiolek z eliksirami.
- Mieliśmy nie używać magii...
Ślizgon spojrzał na nią z uroczym uśmiechem.
- Mieliśmy używać jak najmniej magii. To nie znaczy, że mam zostawiać cię z gorączką i skręconą kostką, przez jakąś głupią obietnicę złożoną temu cholernemu Dropsoholikowi.

Kilka godzin później cała kuchnia była w mące, a młodzi wspólnie doszli do wniosku, iż robienie ciastek, to jednak nie był najlepszy pomysł. Hermiona stwierdzając, że i tak panuje bałagan wzięła do ręki trochę mąki poczym rzuciła nią w Malfoya.
- Zginiesz, Granger – zawołał ze śmiechem Ślizgon Tak rozpętała się wojna. W kuchni nie było przedmiotu, który nie byłby zasypany mąką, a Hermiona i Draco wyglądali jak dwa śnieżne bałwany. Nagle Gryfonka nie ostrożnie stanęła na swojej nie do końca jeszcze zdrowej nodze i się poślizgnęła. Draco zdążył ją złapać nim z impetem uderzyła o podłogę. Ich twarze znalazły się blisko siebie. Zbyt blisko.
- Co ja z tobą mam Granger... Ciągle muszę cię ratować.
-Coś jednak masz z tego rycerza… – Hermiona spojrzała na chłopaka takim wzrokiem, że ten wiedział, iż cokolwiek teraz zrobi, zostanie mu to wybaczone.
Delikatnie się pochylił, wciąż patrząc dziewczynie w oczy, po czym delikatnie ją pocałował. Poświęcenie, z jakim Hermiona oddała pocałunek potwierdziło tylko jego przypuszczenia, że nie była to zła decyzja. Mimo, iż tak naprawdę pocałunek trwał chwilę, dla nich to była wieczność. Wieczność, w której byli tylko oni i nic więcej się nie liczyło. Gdy oderwali się od siebie, każde udawało, że to nie powinno się wydarzyć mimo, iż w głębi duszy żałowali, że taka sytuacja już się nie powtórzy.

Wigilię spędzili razem śpiewając komercyjne piosenki i kolędy. Z prezentami postanowili poczekać do północy. Przez kilka godzin ciągle rozmawiali i wbrew pozorom, nie brakowało im tematów. Gdy zegar wybił w końcu godzinę dwudziestą czwartą, każde z nich zniknęło w swoim pokoju. Kiedy wrócili do Salonu, pod choinką znajdowała się masa prezentów.
- Otwieramy na zmianę?
Hermiona tylko kiwnęła głową i zabrała się za rozpakowywanie prezentów. Na pierwszy ogień poszedł ten od Ginny, potem od Harry'ego i Rona. Draco w tym czasie odpakował prezenty od rodziców i Zabiniego. Najlepszy prezent na koniec – pomyślała dziewczyna, nie spoglądając Malfoy’owi w oczy i ukrywając rumieniec za kurtyną włosów. Prezent Hermiony zapakowany był w małe pudełeczko przewiązane zieloną wstążką. Gdy je otworzyła jej oczom ukazał się piękny szmaragdowy naszyjnik.
- Ja… Nie musiałeś – szepnęła z oczami pełnymi łez. Draco patrzał na nią zdezorientowany. Gryfona podeszła i przytuliła się do niego.
- Jest śliczny, dziękuję.

Od Wigilii do Sylwestra Hermiona i Draco byli uwięzieni byli w domu z powodu zasp. Jednak ani jeden dzień nie był nudny. Często siadali obserwując wirujące za oknem płatki śniegu i opowiadali sobie historie z dzieciństwa. Kilka razy zdarzyło się, że Hermiona zasnęła wtulona w Draco, który przenosił ją do jej sypialni, na dobranoc zawsze całując w czoło. Hermiona coraz częściej udawała, że śpi, a Draco coraz dłużej opowiadał, mając nadzieję, iż Gryfonka zaśnie. Oboje cały dzień czekali na ten jeden, zakazany wieczorny pocałunek.

Gdy w końcu nadszedł Sylwester, postanowili spędzić go razem z innymi pod Wieżą Eiffla. Kiedy się pod nią znaleźl spostrzegli, iż imo wczesnej pory panował ogromny ścisk. Powiększał się on z każdą minutą zbliżającą ich do północy. Gdy zegar wybił równą godzinę co chwilę ktoś porywał Hermionę w ramiona składając jej życzenia, których nie rozumiała. W tej chwili liczył się tylko Draco. Patrzyli sobie w oczy, wyrażające w tej chwili szczęście z możliwości bycia ze sobą, a uczucie, które ukrywane było przez tyle dni teraz się ujawniło. Oboje byli pijani, jednak mimo alkoholu krążącego w krwi, całkowicie świadomi swoich decyzji. Nie zważając na tłum przecisnęli się do siebie i stanęli nadal patrząc sobie w oczy.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Granger.
- Nawzajem, Malfoy.
Otaczał ich krzyczący tłum, ale oni nic nie słyszeli. Stali tak w uścisku który wyrażał wszystko. Gdy całując sięzniknęli z cichym trzaskiem, nikt nawet nie zwrócił na to większej uwagi.

Sypialnie Hermiony i Dracona różniły się tylko kolorem ścian. Malfoy, jak na Ślizgona przystało, miał je zielone, natomiast Hermiona jako typowa Gryfonka - czerwone. Zdziwiło ją więc, iż po przebudzeniu pierwszym co zobaczyła, był szmaragdowy sufit. Gdy chciała podnieść głowę, uderzyła o coś. Podniosła wzrok i mało nie wybuchła śmiechem, na widok nic nierozumiejącego wzroku Dracona. Dopiero po chwili dotarły do niej wydarzenia poprzedniego wieczoru i to dlaczego znajduje się w pokoju Malfoy'a, a dokładniej w jego łóżku.

Gdy dzień później wracali do Hogwartu, nadal panowała między nimi napięta atmosfera. Obydwoje udawali, że byli pijani, mimo tego, iż każde z nich chciało tego, co się stało. Mieli się właśnie teleportować przed Hogwart, gdy Hermiona puściła Malfoya.
- Dziękuje za najpiękniejsze święta w moim życiu.
Draco spojrzał ze smutkiem na Gryfonkę.
- Hermiono….
-Tak, wiem. Nie mam co liczyć na to, że coś do mnie czujesz. To była pomyłka, byliśmy pijani. Rozumiem, okej? Ale nie umiem zastosować…
Malfoy przerwał jej tą wypowiedź czułym pocałunkiem, który mówił wszystko. W tym momencie Gryfonka była najszczęśliwszą osobą na świecie. Po chwili z lekkim trzaskiem pojawili się przed bramą Hogwartu.
-Uważaj, bo taka teleportacja wejdzie nam w nawyk. – powiedziała ze śmiechem.
-Takie nawyki to ja lubię, Granger.

*Que faites-vous ici?* - Co wy tutaj robicie?
**Si vous voulez être ici, vous devez acheter quelque
chose! - Jeśli chcecie tu przebywać musicie coś kupić!
*** Historia pochodzi z książki "Czy wiesz, że Cię
kocham?" Blue Jeans. Nie jest cytowana dosłownie,
napisałam ją po swojemu.