niedziela, 30 marca 2014

Je sais ton amour

Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam :c Najpierw ciągłe próby do święta teatru w szkole, potem do rekolekcji... Pan wen z resztą też raczej nie chciał ze mną przebywać. Jednak udało mi się w końcu coś stworzyć :D I coś chyba jest najlepszym określeniem xD Mimo, że nie jestem do końca zadowolona z tej miniaturki dodaję ją, bo wiem, że teraz nie wyczaruję z niej nic lepszego. Mam nadzieję, że nie będzie tragedii ^^
Gdy pojawi się ♪ proszę, żebyście kliknęli, a otworzy się Wam piosenka, którą śpiewa Blaise.




Niewielka, rudowłosa osoba wracała z pracy w myślach dziękując, że ten dzień już się kończy. Ginewra Weasley pracowała jako uzdrowicielka w Klinice Magicznych Chorób i Urazów św. Munga i dziś był jeden z tych dni, kiedy tylko  można pomarzyć o wypiciu kawy. Niestety Ginny należała do osób, które bez napoju bogów nie nadawały się do życia, a tym bardziej do pracy. Dziewczyna szła chodnikiem, powłócząc nogami, gdy nagle coś czarnego z prędkością rakiety przebiegło jej drogę, a ona upadałaby, gdyby nie silne dłonie, który chwyciły ją w talii. Przestraszona uzdrowicielka nagle poczuła zapach, który rozpoznałaby nawet w środku nocy w dziczy. Gwałtownie się obróciła i stanęła oko w oko z ciemnoskórym byłym Ślizgonem. Szeroko się uśmiechnęła i rzuciła mu się na szyję.
-Co tu robisz? – zapytała.
-Przyjechałem na ślub Miony i Smoka. Kto by pomyślał, że nasza Gryfoneczka tyle z nim wytrzyma…
-Oni jeszcze wszystkich zadziwią – zaśmiała się.
-Tak, w to nie wątpię – odpowiedział i przyjrzał się uważnie rudowłosej.
Po kilku zdaniach zapadła krępująca cisza. Mimo, że byli dobrymi przyjaciółmi, przed zakończeniem ostatniej klasy zaczęło się miedzy nimi coś rodzić i właśnie teraz to ‘coś’ nie pozwalało im zadać żadnego pytania, bez podejrzenia, że ma głębszy kontekst. W reszcie odezwała się Ginny.
-Może wpadniesz do mnie na kawę?  - Blaise słysząc tą propozycję uśmiechnął się lekko.
-Taka oferta wymiany informacji na temat naszych wspólnych znajomych?
Ginny przybrała niewinną minę.
-Przecież wiesz, że ja nikogo nie obgaduję…
-Tak, wiem. Tylko zdobywasz newsy na jego temat – zaśmiał się chłopak, widząc dziewczynę, udającą obrażoną, objął ją ramieniem.
-Przecież wiesz, że jestem uczynnym człowiekiem i chętnie wymieniam się informacjami. Rudowłosa dźgnęła go lekko w bok i ze śmiechem ruszyli przed siebie.


Gdy stanęli przed niewielkim ceglanym domem Ginny zaczęła wyrzucać wszystko ze swojej torebki w poszukiwaniu kluczy. Tymczasem Zabini stał obok, przyglądając się jej rozbawiony. Rudowłosa spojrzała na niego poirytowana.
-Ty wredny Ślizgonie! – warknęła.
-Tak? – Blaise wyglądał jak uosobienie niewinności.
Weasley nie odezwała się, tylko odebrała mu klucze, zastanawiając się jak mogła zapomnieć, że kilka minut wcześniej dała mu je do potrzymania. Przekręciła klucz w zamku i zamaszystym ruchem otworzyła drzwi. Przekraczając próg zachwiała się i gdyby nie silne dłonie, które kolejny raz tego dnia poczuła na swojej talii, upadłaby. Staliby tak nie wiadomo ile, gdyby nie któryś z sąsiadów, który właśnie w tym momencie postanowił, że wszyscy muszą słuchać tego co on i puścił muzykę zdecydowanie przekraczając dozwoloną ilość decybeli. Ginny chcąc zamaskować rumieniec, który pojawił się na jej policzkach ruszyła do kuchni i przekrzykując radio udawała, że nic się nie stało.

Blaise siedział wpatrując się w kubek parującej herbaty oraz wsłuchując się w melodyjny głos rudowłosej. Powróciły wspomnienia wszystkich chwil spędzonych wspólnie w Hogwarcie.
Chłopak podniósł wzrok na dziewczynę, która była nieświadoma, że ktoś jej się przygląda.
Roześmiane, ciepłe oczy, delikatne piegi, włosy, które co chwilę zakładała za ucho. Nie mógł dłużej z nią przebywać ze świadomością, że gdyby nie jego głupia decyzja mógłby teraz z nią być. Gwałtownie wstał i napotykając zdziwione spojrzenie Ginny rzucił, że przypomniał sobie o ważnym spotkaniu i ruszył do drzwi. Weasley podreptała za nim mówiąc coś, ale Blaise zupełnie nie mógł skupić się na słowach. W jego głowie była tylko jedna myśl – nie zrobić nic, co mogłoby zniszczyć ich przyjaźń. Nie zrobić nic czego oboje by żałowali.
Ginny wspięła się na palce chcąc złożyć pocałunek na jego policzku, a on w tym samym momencie obrócił się tak, że jej usta dotknęły jego i złączyły się w czułym pocałunku. Było za późno. Rudowłosa oddała pocałunek lecz po chwili odsunęła się niepewnie.
-My… nie powinniśmy – szepnęła
-Tak… Będzie lepiej jeśli już pójdę – odparł.
Ginny zamykając drzwi oparła się o nie, wmawiając sobie, że było to jedyne słuszne wyjście




Hermiona Granger wraz ze swoją rudowłosą przyjaciółką zatrzymały się przed klubem o intrygującej nazwie Beau Malheur. Zaraz po wejściu do środka otoczyła je srebrna mgiełka oraz tysiące kolorowych refleksów. Ginny pociągnęła przyszła pannę młodą w jeden z rogów Sali, gdzie czekały na nie Lavender, Luna i Parvati. Od kąd ostatni raz się widziały minęło kilka miesięcy, więc dziewczyny z piskiem rzuciły się sobie w ramiona, jednocześnie wymieniając się najnowszymi plotkami. Po chwili obok nich pojawił się przystojny kelner i podał każdej z dziewczyn drinka. Brown nie byłaby sobą, gdyby od razu nie zaczęła z nim flirtować, jednak on z rozbrajającym uśmiechem stanął po środku półkola, które tworzyły i pstryknął palcami. Wszystkie dziewczyny spoglądały na niego jak zaczarowane oczywiście z wyjątkiem Hermiony, która wciąż oglądała się za siebie.
-Miałam wrażenie, że widziałam… - zaczęła, ale nie dane jej było powiedzieć kogo widziała ponieważ naprzeciwko niej poruszający się w rytm muzyki kelner zaczął rozpinać koszulę. Na policzkach Granger pojawiły się lekkie rumieńce. Mężczyzna hipnotyzował swoim spojrzeniem i nie sposób było oderwać od niego wzorku. Nagle zerwał z siebie koszulę i uwodzicielskim ruchem rzucił ją jednej z dziewczyn. Kilkanaście minut później kelner stał już w samych bokserkach, jednak w tym momencie Hermiona po raz kolejny zauważyła jasną czuprynę i gwałtownie wstała z krzesła. Szybkim krokiem ruszyła w stronę narzeczonego, a gdy ujrzała również czarnoskórego Ślizgona, rzuciła mu się na szyję. Przy okazji zarejestrowała, że Ginny nie jest zdziwiona obecnością Blaisa. Cała czwórka chwilę rozmawiała, a potem Hermiona pociągnęła Malfoya na parkiet. Gdy tylko tam dotarli rozpoczęli taniec, w którym nie było miejsca dla kogokolwiek innego, odcięli się od świata. Tymczasem Zabini również poprosił Gin do tańca i teraz szaleli z boku przyciągając zaciekawione spojrzenia innych.


Kilka godzin później Hermiona i Ginny wyszły z pulsującego życiem baru, na pustą, ciemną ulicę. Spacerowały chwilę brukowaną alejką, aż doszły do miejsca, w którym nikt nie mógł zauważyć, że się teleportują. Gdy były już w domu Weasley żadna z nich nie miała ochoty iść spać, więc Ginny wyciągnęła z zamrażalnika pudełko lodów i wraz z dwoma łyżkami w ręce ruszyła do salonu, gdzie czekała na nią Granger. Jak to zwykle bywa z przyjaciółkami, jedząc lody zaczęły wymieniać się najświeższymi plotkami.
-Lavender jak zwykle musiała przyczepić się do pierwszego lepszego faceta jaki znalazł się na drodze… - z oburzeniem stwierdziła Ginny.
Hermiona tylko się zaśmiała, przypominając sobie minę Brown, kiedy kelner - striptizer do niej podszedł.
-Niech i ona ma coś z życia… - westchnęła – Wierzyła, że Ron będzie z nią już zawsze.
-Jak widać, mój braciszek nie nadaje się do stałych związków – prychnęła Ruda.
-W przeciwieństwie do pewnego zabójczo przystojnego Ślizgona… - zaśmiała się Granger.
-Blaise jest inny – mruknęła bez przekonania. – Nigdy niczego mi nie obiecywał. Poza tym Ron jest idiotą, który nigdy nie przejmuje się potrzebami innych.
- Nie zmieniał tematu Gin. Nadal go kochasz prawda?
Rudowłosa spojrzała poważnie na przyjaciółkę jednocześnie wzruszając ramionami.
-Sama nie wiem co czuję Miona…



No stary, nieźle wpadłeś – stwierdził Malfoy popijając drinka.
Ciemnoskóry spojrzał na niego poirytowany.
-O co ci znowu chodzi – warknął.
-Z daleka widać, że nadal coś do niej czujesz… Ucieczka nic ci nie dała.
-Wcale nie uciekałem – odrzekł wzburzony Zabini.
-A kto przed wyjazdem powtarzał, że jeśli zostanie to skrzywdzi wiewióreczkę? – prychnął –Zabini nie odpowiedział tylko ruszył w stronę parkietu wypełnionego tańczącymi osobami. Draco westchnął i ruszył za przyjacielem, by pilnować, żeby nie zrobił czegoś, czego potem by żałował.
Za równo Malfoy jak i Blaise stanowili dla kobiet w klubie atrakcję. Było dużo przystojnych mężczyzn, ale dwóch Ślizgonów zdecydowanie wyróżniało się urodą, toteż po chwili obok nich pojawiła się grupka czarownic marzących by przetańczyć z jednym z nich choć jeden taniec. Po chwili wspólnego kołysania się w rytm muzyki, Zabini podszedł do jednej z dziewczyn. Wysoka blondynka z pewnym siebie wyrazem twarzy była kompletnym przeciwieństwem Ginny i o to właśnie chodziło. Chciał spędzić ten wieczór nie myśląc o rudowłosej Gryfonce.
Zabini zaproponował dziewczynie drinka, a gdy tylko znaleźli się przy barze, ta zaczęła mówić jak najęta.
-Od razu wiedziałam, że masz gust, nie zadowalasz się byle czym. Tamte dziewczyny nawet się do mnie nie umywały. Te ich niezgrabne ruchy, rozmazany makijaż…
Chłopak pozwolił jej mówić, podczas gdy on przyglądał się jej twarzy. Z pozoru wydawała się ładna, lecz z bliska widząc chłodne oczy bez wyrazu, idealnie ułożone włosy i grymas, który imitował uśmiech, natychmiast przed oczami stanęła mu przed oczami inna twarz – roześmiana, wesoła, z ciepłymi oczami i zawsze rozczochranymi rudymi włosami.
-Przepraszam – przerwał wywód dziewczyny w pół zdania i nie zważając na jej oburzenie odszedł.




Następnego dnia rano Malfoy i Zabini stali ze świeżymi bagietkami i bez przerwy pukali w drzwi, czekając aż ktoś im otworzy. Już mieli potraktować je z zaklęcia, gdy otworzyła im zaspana Hermiona.
-Od kiedy Ślizgoni to takie ranne ptaszki co? Musiało wam się zebrać na wczesne wstawanie akurat dziś?!- narzekała.
- Przybywamy w pokoju – Malfoy wybuchnął śmiechem.
- Proponujemy wam szybkie, smaczne śniadanie, a wy co? Odrzucanie bezlitośnie naszą propozycję – westchnął teatralnie Blaise.
- Nie obijać się tylko jeść! – wydał rozkaz, widząc Ginny, która układała się właśnie na kanapie by kontynuować sen.
Na rudowłosej nie zrobiło to żadnego wrażenia, więc Blaise musiał użyć specjalnych środków – podstawił jej pod nos kubek parującej kawy. Weasley natychmiast otworzyła oczy i z uśmiechem sięgnęła po napój.
Gdy wszyscy już zapełnili żołądki Malfoy i Zabini oznajmili, że mają kolejną niespodziankę.
Obydwaj stanęli w pozach do złudzenia przypominających mugolskie hostessy.
-Drogie panie! Dzisiaj zapraszamy was na….
-Wspaniały piknik na łonie natury!
Obie dziewczyny wybuchły śmiechem widząc ten mini pokaz poczym ruszyły przygotować się na wyprawę.

Ginny nie pamiętała kiedy ostatni raz jeździła na rowerze, dlatego też, gdy okazało się, że Malfoy i Zabini pomyśleli również o tym, wybiegła do ogrodu i ciesząc się jak małe dziecko krążyła po ulicy. Widząc to Blaise szczerze się roześmiał. Nie miał pojęcia, że zwykły rower może komuś sprawić tyle radości.
-Wariatka… - stwierdził blondyn, stając obok przyjaciela.
-Ale za to szczęśliwa- odkrzyknęła rudowłosa.
-Będziecie sami musieli jechać na piknik- westchnął Malfoy – Miona się źle poczuła.
Oburzona Ginny zatrzymała się obok nich.
-Mówiłam jej żeby nie mieszała drinków! Z resztą jeśli ona się źle czuje, ja też nie jadę. Nie zostawię jej samej.
Draco przewrócił oczami.
-Ja się nią wystarczająco zaopiekuję. Ty jedziesz z Dzikim, wspaniale się bawicie, jesteście szczęśliwi.
Ruda spojrzała podejrzliwie na obu Ślizgonów, ale wzruszyła tylko ramionami i weszła do kuchni po koszyk, w którym zapakowany był przygotowany prowiant. Gdy założyła go na kierownicę roweru, ten niebezpiecznie się przechylił, ale Ginny nie zwróciła na to większej uwagi i ruszyła powoli ulicą, a Blaise podążył za nią.


Kilkanaście minut później zatrzymali się na niewielkiej polanie. Rudowłosa nie przejmując się rowerem stanęła i z zachwytem wpatrywała się przed siebie. Polana mimo, że nie wielka, była pokryta różnymi rodzajami kwiatów. Mieszanka wyglądała na przypadkową, ale wszystkie barwa idealnie ze sobą współgrały. To miejsce było magiczne i na pewno nie przeznaczone dla ludzi. Po prawej stronie rosło rozłożyste drzewo, a obok niego przepływał niewielki strumyk.  Oczarowana ruszyła w jego stronę i już po chwili stała po kostki w chłodnej wodzie. Gdy dotarła do miejsca, w którym się zatrzymali, Blaise rozkładał właśnie na kocu jedzenie.
-Pięknie tu prawda? – zapytał
-Jak to możliwe, że nigdy wcześniej tu nie trafiłam?- westchnęła jednocześnie rozluźniając kok, w który spięła swoje włosy i zaczęła kręcić się wokół własnej osi. Po chwili zatrzymała się i opadła na koc.
-Pewnie myślisz, że nadaję się do Munga…
Blaise tylko pokręcił głową. – W końcu jesteś szczęśliwa.
Ginny zamyśliła się na chwilę.
-Właściwie masz rację. Od pierwszego roku w Hogwarcie wszystkich paraliżowała myśl, że Voldemort może powrócić. Z resztą sam wiesz… Komnata Tajemnic, potem Turniej Trójmagiczny i w końcu Wielka Bitwa. Teraz w końcu czuję się wolna bez żadnych intryg, kłamstw, planów. Nie ma już Wielkiego-Czarnomagicznego-Super-Voldemorta, który niszczy wszystkich. Nie muszę się już bać, że jakiś szalony czarodziej zabije moją rodzinę. Będzie co ma być, ja tylko mogę pomóc losowi.
Blaise doskonale rozumiał Ginny. Od dziecka rodzice wpajali mu zasadę czystości krwi, od najmłodszych lat uczyli go nienawiści do szlam i zdrajców krwi, powtarzali, że gdy Czarny Pan wróci, zostaną wynagrodzeni. Teraz gdy Tom Marvolo Riddle nie żył, nie musiał przejmować się  Śmierciożercami i Mrocznym Znakiem. Wreszcie mógł żyć tak jak chciał.
Zapanowała cisza, ale nie przeszkadzało im to. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie i nie musieli ciągle mówić, by nie czuć skrępowania. Blaise ułożył się na kocu i wpatrywał w chmury sunące po błękitnym niebie. Po chwili Ginny ruszyła w jego ślady i wygodnie ulokowała się na jego ramieniu, a on ją objął i przyciągnął do siebie. Leżeli tak, porównując chmury do rozmaitych kształtów, gdy nagle praktycznie w ułamku sekundy niebo z błękitnego zmieniło się w granatowe, a puszyste chmury były teraz ołowiane. Co chwilę też było słychać ogromny huk. Blaise i Ginny w ekspresowym tempie zebrali wszystkie swoje rzeczy i wskoczyli na rowery.
Byli w połowie drogi, gdy ciężkie krople zaczęły uderzać o ziemię, więc nim dotarli do niewielkiego, nowoczesnego domu byli cali przemoknięci. Zabini wygrzebał klucze z kieszeni i wpuścił Rudą do holu. Stali tak chwilę patrząc na siebie, aż wybuchli śmiechem. Oboje wyglądali jak zmoknięte kury, a w dodatku na marmurowej podłodze zdążyła się utworzyć kałuża z wody skapującej z ich włosów i ubrań. Ślizgon nie przejmując się tym wziął od Ginny koszyk i ruszył do kuchni, dziewczyna znacząc mokrymi śladami ruszyła za nim. Blaise postawił koszyk na stole i zniknął za jednymi z drzwi. Wyszedł po chwili już przebrany w suche ciuchy trzymając w ręce ręcznik i koszulę.
-Nie mam nic innego…
-Spokojnie, ta koszula w zupełności mi wystarczy – stwierdziła Ginny i wyszła.
Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi od jakiegoś pokoju odetchnęła. Widok przystojnego Ślizgona w mokrej, przylegającej koszulce bynajmniej jej nie uspokajał. Rozejrzała się po pokoju. Był niewielki, ale dobrze umeblowany, a na środku leżał puchaty dywan. Spojrzała na rzeczy trzymane w ręku. Odłożyła ręcznik na komodę i przytknęła koszulę do nosa. Pachniała jego perfumami. Ginny wciągnęła lekko zapach i uśmiechnęła się.  Przypomniała jej się podobna sytuacja.
Letnie popołudnie jeszcze w czasach Hogwartu, gdy wraz z przyjaciółmi spędzała dni pozostałe do końca roku nad jeziorem. Stała na pomoście i wygłupiała się z Blaisem, gdy ten niespodziewanie wrzucił ją do wody poczym sam ściągnął koszulkę i dołączył do dziewczyny. Gdy już wyszli, Blaise oddał jej swoją koszulę by się nie przeziębiła.
Gdy znów pojawiła się w kuchni na stole stały dwa parujące kubki. Chwyciła jeden z nich i wygodnie ulokowała się na krześle. Ślizgon przyglądał jej się z uśmiechem. Jego koszula nie zakrywała zbyt dużo więc był to ciekawy widok.
-Pamiętasz jak wrzuciłeś mnie do jeziora?
-Tak. Wypomniałaś mi to trzy dni. A przecież było fajnie, wtedy pierwszy raz…
Przerwał mu stuk kubka rozbijającego się o kafelki.
-Przepraszam, przepraszam nie chciałam –krzyknęła rudowłosa i schyliła się by pozbierać odłamki szkła.
Blaise chciał powiedzieć, żeby się nie przejmowała, ale było za późno, ponieważ dziewczyna wbiła sobie jeden z odłamków w palec. Ginny miała to do siebie, że mogła znieść widok najdziwniejszych ran ale gdy widziała swoją krew natychmiast mdlała. Na szczęście w porę zdążyła odwrócić głowę więc nie widziała krwi wypływającej z rany. Blaise szybko zaczął przeszukiwać szafki w poszukiwaniu bandaża, a gdy wreszcie go znalazł podszedł do dziewczyny kulącej się na ziemi.
-To tylko niewielkie skaleczenie maleństwo… Kilka dni i będzie po wszystkim – starał się ją uspokoić jednocześnie owijając palec.
-Gdy byłem mały rodzice zawsze mówili, że żeby się lepiej goiło należy pochuchać i pocałować, a w tym punkcie akurat się z nimi zgadzam – powiedział z rozbrajającym uśmiechem poczym podniósł lekko jej dłoń i pocałował owinięty palec, jednak na tym nie poprzestał. Ustani przesunął się do wnętrza dłoni, nadgarstka.
-Blaise, co ty…? – Weasley nie dane było skończyć zdania ponieważ Blaise zajął je czym innym. Dziewczyna zarzuciła ręce na szyję chłopaka, i palcami przeczesywała jego krótkie, wciąż wilgotne włosy. Nie zastanawiając się nad tym co robi, zaczęła rozpinać mu koszulę. Gdyby ktoś się jej spytał, jak znaleźli się w sypialni nie potrafiłaby odpowiedzieć. Pamiętała jedynie jak leżeli przytuleni wsłuchując się w szum deszczu za oknem.

 
Obudziły ją ciche dźwięki gitary. Chciała zapytać Blaisa skąd ona dobiega, ale Ślizgona już nie było. Wyszła na korytarz i muzyka stała się głośniejsza oraz dołączył do niej śpiew. Kierowała się słuchem, aż doszła do drabiny prowadzącej na strych. Niepewnie spojrzała w górę i po chwili weszła po szczeblach. Blaise od razu wyczuł jej obecność. Nie przerywając gry spojrzał jej w oczy i śpiewał:

Je fais de toi mon essentiel
Tu me fais naître parmi les hommes
Je fais de toi mon essentiel
Celle que j'aimerais plus que personne
Si tu veux qu'on s'apprenne*


Ginny ostrożnie podeszła i usiadła obok niego, opierając głowę o jego ramię.
-Dlaczego wtedy wyjechałeś?
-Bałem się, że cię skrzywdzę. Dla większości nadal byłem poplecznikiem Voldemorta -westchnął
-Wolałeś wyjechać i myśleć, że będę szczęśliwa z kimś innym, niż cieszyć się tym szczęściem ze mną?
-Starałem się o tym nie myśleć – znów spojrzał jej w oczy. – Teraz wiem, że popełniłem błąd.
-Zaczniemy jeszcze raz? – zapytała.
Chłopak nie odpowiedział, tylko lekko oparł swoje czoło o jej.
-Z tobą zawsze.








* Czynię Cię mą istotą rzeczy
Sprawiasz, że narodziłem się między ludźmi
Czynię Cię mą istotą rzeczy
Tą, którą będę kochać bardziej niż jakąkolwiek inną
Jeśli tylko chcesz, byśmy nauczyli się siebie

poniedziałek, 3 marca 2014

Jesteś moim guru!



 Jakoś super nie podoba mi się o.O Ale Madame Malfoy  kiedyś marudziła, żebym dodała i wreszcie spełniam jej prośbę, więc dedyk należy się jej <3







-Taaaak. Tak Draco, właśnie tak!
Ślizgon uśmiechnął się promiennie widząc jaką radość sprawia Gryfonce.
-Wyżej. Proszę. Tak! Tam. Jesteś genialny!
Rumieniec oblewający policzki dziewczyny sprawił, że Malfoy jeszcze bardziej przyłożył się do pracy.
- Mocniej. Naciśnij mocniej! Musisz to czuć całym sobą. Ooo tak! Jesteś cudowny!
Na twarzy Draco pojawił się dumny uśmieszek. Ogromy entuzjazm i zadowolenie Hermiony dawało mu ogromną satysfakcję.
-Tobie też Granger idzie dobrze jak na pierwszy raz.
Gryfonka uśmiechnęła się i szybkim ruchem ręki wywołała zdziwienie i uśmiech na twarzy Malfoya.
-Tego się po tobie nie spodziewałem Granger...
-Sam mówiłeś, że nie potrzebne jest doświadczenie, jeśli ma się do TEGO talent.
-Talent to Ty masz… Jesteś pojętną uczennicą Granger.
-Musimy to powtórzyć !
Ślizgonowi podobała się ta wizja. W taki sposób może z nią spędzać każdy dzień, wieczór, noc.
-Jesteś moim guru Malfoy!
-Aż tak ci się spodobało dekorowanie ciast Hermiono ?