sobota, 22 lutego 2014

Budując jego szczęście znalazła swoje

Nareszcie Teomione. To jest trzecia, kompletnie inna niż poprzednie wersja tej miniaturki. Matma wyżera mózg i pan Wen się buntuje. Tak więc mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się spodoba :)

"Uśmiechnięci, wpół objęci 
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody."




Jak co rano Teodor obudził ją czułym pocałunkiem. Była Gryfonka uśmiechnęła się i dłońmi objęła swój duży już brzuch.
-Niecierpliwi się już...
Nott uśmiechnął się rozbrajająco i nachylił się nad nią.
-Nie mogę się doczekać moje maleństwo, kiedy cię zobaczę, będę mógł nosić na rękach i cię kołysać - Mężczyzna głaskał brzuch, jednocześnie spoglądając na niego z miłością. Delikatnie przyłożył policzek do ciepłego brzucha swojej żony, a po chwili zaczął wodzić po nim ustami. Zataczał na nim coraz mniejsze kółka, a gdy dotarł do pępka przesunął po nim językiem poczym znacząc wilgotnym śladem drogę, zaczął przesuwać się ku górze. Gdy dotarł do szyi zatrzymał się na dłużej. Gdy skończył  obdarowywać ją pocałunkami, czule zajął się jej ustami.
-Jesteś piękna.
Hermiona zaśmiała się lekko.
-Dziękuję - mówiąc to splotła jego dłoń ze swoją.
-Za co?
-Za to, że wytrzymałeś ze mną te wszystkie lata, za to, że dla mnie poświęciłeś majątek rodzinny i za to, że się nie poddałeś...
Teo przysunął do siebie kobietę i szepnął:
- A pamiętasz jak to wszystko się zaczęło?

Nott szedł wściekły pustymi korytarzami. Malfoy od kilku miesięcy próbował naprawić szafkę w Pokoju Życzeń z marnym skutkiem, a Voldemort karał za to ich rodziców.
On od początku nie chciał wstępować w szeregi Śmierciożerców, ale ojciec nie pozostawił mu wyboru. Teodor skierował się w stronę Wieży Północnej. Widok bezkresnego nieba zawsze go uspokajał. Gdy znalazł się na szczycie schodów usłyszał cichy szloch. W myślach przeklął osobę, która zakłócała mu teraz spokój. Widząc szopę brązowych włosów zagotowało się w nim. Nie mógł wpaść na kogoś innego, tylko na tą cholerną Gryfonkę.
-Chluba Gryffindoru włóczy się w nocy po zamku? Nie ładnie Granger... - stwierdził z drwiną.
Dziewczyna wstała gwałtownie, a czekoladowe, przepełnione bólem oczy spojrzały na niego wściekle. Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła i w milczeniu go wyminęła.
-Grzeczna Granger boi się odpyskować? - zaśmiał się.
Brązowowłosa natychmiast się zatrzymała i odwróciła w jego stronę.
-Wiesz co Nott? - zaczęła lodowatym tonem.
-Nie znasz mnie, nic o mnie nie wiesz, ale potrafisz ocenić nie? Gratuluję takiego podejścia do życia - nie czekając na reakcję chłopaka, dziewczyna  zbiegła po schodach.
Teodor patrzał przez chwilę w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała Gryfonka poczym wzruszył ramionami i  podszedł do balustrady. Przechylił się niebezpiecznie i zafascynowany spojrzał w dół. Wystarczyłby jeden ruch i skończyłyby się wszystkie jego problemy. Wyobraził sobie jakby to było - niczym nieskrępowana wolność. Nie czułby nawet bólu. Rano może ktoś by znalazł jego ciało, przez kilka dni cały Hogwart huczałby na temat plotek o nim. Pierwszą reakcją matki byłoby zamówienie szat żałobnych u Madame Malkin, a ojciec zastanowiłby się jedynie po kim jego syn odziedziczył takie marne geny. Jednak nie chciał się poddać, Granger mimowolnie wzbudziła w nim wolę walki.

Hermiona pocałowała męża w policzek.
- Chciałam cię wtedy spetryfikować, przekląć, cokolwiek. Bylebyś tylko nie patrzał na mnie tymi drwiącym spojrzeniem – westchnęła.
-Miałem ciężki dzień, a ty odebrałaś mi mój jedyny azyl, wtargnęłaś na mój teren - cicho powiedział mężczyzna, jednocześnie znowu zaczynając głaskać brzuch żony.
-Nawet nie chodziło mi o twoje zachowanie czy ton. Tyle razy widziałam wspaniałe niebieskie oczy wpatrzone w coś z fascynacją, zainteresowaniem, a na mnie patrzałeś ze wstrętem i pogardą. Przez całą szkołę udowadniałam sobie, że należę do tego świata i wcale mi w tym nie pomagałeś.
-Byłem z domu Slytherina. Powinno to być dla ciebie normalne.
-Nie byłeś typowym Ślizgonem Teo...
Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał śmiech Hermiony.
-Pamiętasz naszą pierwszą randkę?
Usta Notta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
-Tego nie da się zapomnieć.

Przez trzy miesiące Teodor codziennie wpadał na Granger conajmniej kilka razy dziennie. Oprócz wspólnych lekcji i 'przypadkowych' spotkań w bibliotece, spotykał ją wieczornych patrolach lub w drodze do Wielkiej Sali.
Pewnego dnia Hermiona szła w stronę swojego dormitorium gdy ktoś na nią wpadł.. Nie wiedziała co się dzieje, dopóki przed jej twarzą nie pojawiła się czyjaś ręka by pomóc jej wstać. Spojrzała w górę i nie wierząc własnym oczom ujrzała Teodora z bezczelnym uśmiechem.
-Teraz, gdy już ci pomogłem, umówisz się ze mną -stwierdził beznamiętnym tonem.
-Czy to jest randka? –Cicho zapytała, a chłopak udał, że się zastanawia.
-Tak.
-Oczywiście - odpowiedziała po prostu i przeszła przez dziurę w portrecie.

-Dlaczego tak szybko się zgodziłaś?
Kobieta podniosła się i oparła o masę poduszek.
-Podobałeś mi się. Wtedy byłeś już w Zakonie. Poza tym nie myślałeś schematami.
-Nie zawsze to było dobre - zaśmiał się.
-Ale dzięki temu naszą pierwszą randkę zapamiętam na zawsze.

Gryfonka stała przed zamkiem czekając na Teodora. Niebo przykrywały ciemne, ołowiane chmury, przez które nie przebijał się ani jeden promień słońca. Wiatr wiał we wszystkie strony i Hermiona żałowała, że nie spięła włosów. Po chwili jednak pojawił się chłopak i wizja splątanych loków wydała jej się mało ważna. Nic nie mówiąc, ruszyli drogą do Hogsmeade. Szli obok siebie rozmawiając o błahych rzeczach. Przypadkowo ich ręce zetknęły się, jednak nie zabrali ich tylko spletli palce, patrząc na siebie z uśmiechem.
Droga powrotna nie była już taka miła gdyż rozszalała się burza. Błyskawice co chwile przecinały niebo. Hermiona zawsze bała się burzy, więc powrót do zamku był dla niej katorgą. Nie dość, że wrócili cali przemoknięci to zaraz po wejściu do zamku natknęli się na Filcha, który wlepił im tygodniowy szlaban.

-Przynajmniej bardziej się do siebie zbliżyliśmy - stwierdził
-Tak, ten szlaban wiele zmienił naszych relacjach.
Hermiona spojrzała niepewnie na swojego męża.
-Wiem, że to niezdrowo i nie powinnam... Ale mógłbyś przynieść lody?
Teodor pokręcił tylko głową i z lekkim śmiechem wstał z łóżka. Kobieta spojrzała w jego stronę, a przez jej ciało przebiegły dreszcze. Teo miał ma sobie jedynie bokserki, a rozczochrane włosy sprawiły, że wyglądał jeszcze bardziej interesująco. Po chwili wrócił z pudełkiem lodów.
-Miętowe. Pamiętasz?
-Jakbym mógł zapomnieć? - odparł z rozbrajającym uśmiechem.

To były ich pierwsze wspólne walentynki. Tak jak inne pary udali się do Hogsmeade, jednak większość zatrzymała się przy drzwiach Herbaciarni u  pani Puddifoot, a oni poszli dalej. Stanęli przy budynku wyglądającym na starszy niż inne, otaczające go. Stary, przekrzywiony szyld głosił Crêperie Cardamon au Canelle.
Teo otworzył ciężkie, drewniane drzwi i razem weszli do mrocznego korytarza.
-To zapomniane przez wielu miejsce. Teraz wszyscy wolą iść do tej różowej kawiarni niż poszukać miejsca z atmosferą.
Hermiona nadal rozglądała się zafascynowana po wnętrzu. Może nie było tu najnowocześniej, ale zdecydowanie to miejsce miało duszę. Usiedli przy jednym z kilku okrągłych stolików i prawie natychmiast pojawił się kelner. Wyglądał on jak wyjęty z belle epoque.
-Czego państwo sobie życzą?
Gryfonka zdała się na swojego chłopaka i już po chwili stały przed nimi parujące naleśniki z których dochodził słodki zapach.
-Miód lawendowy - szepnęła zachwycona Hermiona.

Mimo mrozu, w drodze powrotnej wstąpili do lodziarni.
Nott jak zawsze w tym temacie był niezdecydowany, a Hermiona bez chwili namysły wybrała lody miętowe z kawałkami czekolady. Nigdy wcześniej ich nie jadła, ale wygląd był na tyle zachęcający, że się skusiła. Wtedy, przy lodach miętowych Teodor pierwszy raz wyznał jej miłość.


-Poruszyło się - szepnęła Hermiona.
-Nasze maleństwo nie może doczekać się kiedy wyjdzie na świat.
-I dlatego musi codziennie kopać mamusię?
-W końcu twoje geny, Słońce
Hermiona spojrzała na niego oburzona -Uderzyłam cię tylko jeden raz i zasługiwałeś na to.
Teo nie odpowiedział tylko nachylił się nad brzuchem i konspiracyjnym szeptem stwierdził:
-Twoja mamusia całkiem dobrze bije szkrabie.


Byli ze sobą ponad rok. Często zdarzały się kłótnie, ale zawsze dochodzili do porozumienia. Jednak od tygodnia nie było dnia by się o coś nie pokłócili. Wszystko to przez list, który Nott dostała od ojca. Przekazywał mu on w nim, że po ukończeniu szkoły według umowy spisanej kilka miesięcy po urodzeniu Teodora, Ślizgon ożeni się ze swoją koleżankę Pansy Parkinson.
Hermiona znalazła list przez przypadek i pierwsza kłótnia dotyczyła tego, że Teo nic jej o tym nie powiedział. Kolejne wybuchały z najdrobniejszej przyczyny. Granger do końca wierzyła, że ich uczucie jest na tyle silne by móc to przetrwać. Żyła nadzieją, że Ślizgon przeciwstawi się rodzicom i nie pozwoli na zaaranżowany ślub. Kilka tygodni przed zakończeniem roku pokłócili się tak, że do wyjazdu z Hogwartu nie odezwali się do siebie ani słowem.

Peron 9 3/4 był wypełniony ludźmi. Hermionie kilka metrów dalej mignęła ciemna czupryna Notta.
Kiedy go znów zobaczę, będzie już mężem Pansy.
Nagle chłopak odwrócił się i zaczął przeciskać w jej stronę.
-Przepraszam Miona.
Gryfonka nie ruszyła się, ani nie odpowiedziała.
-Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
Tego było za wiele. Hermiona spojrzała na niego z furią.
-Wierzyłam w ciebie. W nas. Powtarzałam wszystkim, że nam się uda i będziemy szczęśliwi, a ty poddajesz się przy pierwszej trudności - jej głos był cichy. Nie umiejąc już dłużej powstrzymać łez, odeszła.


-Widziałam te wszystkie ironiczne uśmiechy Ślizgonów, ale udawałam, że ich nie dostrzegam. Cierpiałam za miłość do ciebie i nie otrzymywałam nic w zamian – szepnęła.
Czarne oczy odszukały te czekoladowe.
-Już nigdy cię nie zostawię.

Od powrotu do domu Hermiona leżała w łóżku. Próbowała być silna, ale to wszystko ją przerosło.
Spojrzała na zegarek. Od pół godziny trwał ślub Teo. Nie mogła tak bezczynnie siedzieć, musiała się czymś zająć, by nie oszaleć. Podeszła do szafy, szukając ciuchów na przebranie, gdy rozległo się ciche pukanie.  Obróciła głowę w stronę drzwi i stanęła jak wryta. Stał w nich nie kto inny jak Teodor Nott, który powinien być właśnie na swoim ślubie.
-Miona...
-Wyjdź stąd - była stanowcza.
-Daj mi wytłumaczyć - w jego tonie dało się wyczuć smutek, ale też lekką złość.
-Wyjdź.
-Gdybym ci powiedział, że się z nią nie ożenię, moglibyśmy się jakoś wydać. Musiałem grać, choć widziałem jak cię to boli. Zrozum Miona.
Hermiona już nie udawała spokojnej, była wściekła i nie ukrywała tego.
-Myślałam, że mi ufasz.
-Ufam ci Miona, ale zrozum. Gdyby ktoś się dowiedział, rodzice bez wahania zabraliby mnie do domu przed końcem roku.
Granger podeszła do chłopaka i wymierzyła mu siarczysty policzek.
-Wyjdź zanim zrobię coś czego będę żałowała.
Chłopak stał pokornie, wpatrzony w Gryfonkę.
-Wiem, że zasłużyłem, jeśli ci to pomoże, uderz jeszcze raz.
Hermiona znalazła się przed nim. Spojrzała w twarz osoby, którą tak kochała. Malowała się na niej determinacja i smutek. Te oczy, które kiedyś patrzyły na nią ze wstrętem, wyrażały teraz  miłości. Dziewczyna podniosła rękę, lecz nie uderzyła go, a lekko dotknęła czerwonego policzka. Dotyk opuszków dziewczyny na obolałym miejscu, sprawił, że zdumiony chłopak otworzył oczy, które przymknął szykując się na cios.
-Przepraszam...
Hermiona wspięła się na palcach i lekko dotknęła jego ust. Krótki pocałunek wystarczył by wiedzieli, że mimo przegrali tą próbę, od teraz zawsze będą walczyć do końca. Teo pochylił się lekko i chwytając jej dłonie w swoje, dotknął swoim czołem, jej i trwali tak szczęśliwi z swojej obecności.

-Żałowałaś kiedyś?
-Tego, że ci wybaczyłam? -zapytała.
Mężczyzna kiwnął głową. Hermiona nachyliła się i tak jak wtedy złączyli się w krótkim pocałunku.
-Nigdy.

czwartek, 13 lutego 2014

Moonlight

Krótka, walentynkowa miniaturka. Pan wen wyjechał na Syberię w poszukiwaniu rozumu, który ukradła mu Matematyka i nie wie kiedy wróci :/ Dlatego nadal nie ma Teomione, które postaram się dodać w przyszłym tygodniu. A teraz mało oryginalnie, ale Dramionowo.




Hermiona przechodziła korytarzami spoglądając na całujące się w kątach pary. Nie cierpiała Walentynek. Mimo, że miała chłopaka jej nastawienie do tego dnia się nie zmieniło. Właśnie odwracała głowę by nie patrzeć na Blaisa i Ginny zajętych sobą, gdy poczuła czyjeś dłonie na talii. Chłodne usta dotknęły jej policzka, a do nosa dotarł charakterystyczny zapach perfum.  Odwróciła się i  wtuliła lekko w Ślizgona. Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Kilka tygodni wcześniej ustalili, że nie będą obchodzić Walentynek, bo codziennie jest okazja by wyznać sobie uczucie. Chłopak chwycił jej dłoń i pociągnął w stronę Sali w której mieli mieć właśnie lekcję.
Gryfonka zbytnio nie skupiała się na przemowie profesora Binnsa. Od rana liczyła na to, że jednak dostanie coś od Malfoya. Ale jak widać się przeliczyła. Spojrzała na profil swojego chłopaka. Jasne włosy opadały na szlachetne czoło, a niebieski oczy spoglądały na ścianę z taką fascynacją, jakby wisiał tam co najmniej portret cudownej Rowery i to wcale nie w ubiorze adekwatnym do jej czasów, tylko w bikini. A najlepiej bez. Dotąd myślała, że oboje czytają sobie w myślach. Nie zawsze byli jednomyślni, ale wiedzieli czego pragnie drugie. Teraz ona pragnęła jakiegokolwiek dowodu, że o niej myśli, że też jest gotowy oddać dla niej wszystko, tak jak ona dla niego. Jeden mały gest by sprawił, że nie czuła by się w ten dzień tak obco i samotnie.  Nagle chłopak jakby słysząc jej myśli spojrzał na nią pytająco, a gdy lekko potrząsnęła głową w odpowiedzi, złączył ich dłonie pod ławką.

****
Profesor Dumbledore skradał się korytarzem. Miał  nadzieję, że o piątej rano nikt nie wałęsa się po korytarzach. Zniszczył by swoją reputację, gdyby ktoś zobaczył go w piżamie w misie, długim szlafroku do ziemi i kapciach – królikach, dwoma papierowymi sercami przyczepionymi do policzków i ogromnym pudełkiem pod pachą. Gdy dotarł do drzwi, szepnął obrazowi damy hasło, a gdy ta spojrzała na niego z niemym oburzeniem tylko zachichotał i nie zatrzymując się, czy pukając, wszedł do pokoju.
Jeszcze nigdy nie obchodzili z Minerwą walentynek, ale kiedyś czas zacząć. W końcu była ona tylko kobietą, a te w głębi duszy liczą na jakiś, choćby najdrobniejszy prezent.
Podszedł cicho do łóżka i z uśmiechem spoglądał na ukochaną. Mimo nie najmłodszego już wieku, wyglądała pięknie. Włosy rozrzucone dookoła głowy tworzyły aureolę, a jej twarz pozbawiona była surowego wyrazu, który towarzyszył jej na co dzień. Nachylił się i szepnął jej do ucha coś, czego skutkiem były głębokie rumieńce na policzkach głowy Gryffindoru. Natychmiast otworzyła oczy, a przed oczami zamiast twarzy Albusa, zobaczyła ogromne pudełko. Machnęła różdżką, którą wyciągnęła spod poduszki i w jej ręce również pojawił się prezent. Ze śmiechem wymieniła się z Dumbledorem pudełkiem, poczym oddali się swojej ulubionej czynności – targowaniem się o karty z czekoladowych żab.


****
Draco stał przy oknie, wpatrując się w błonia. Za horyzontem chowało się słońce, a mimo to przez zamkiem nadal było dużo uczniów. Jakiś pierwszoroczny podbiegł do Hermiony i wręczył jej kartkę. Widział, jak dziewczyna czyta ją ze zmarszczonymi brwiami, a następnie dziękuje dzieciakowi za przekazanie wiadomości.

Gryfonka w tym czasie ruszyła w stronę zamku. Cały dzień było jej smutno i brakowało rozmów z nim, więc gdy dostała od niego liścik, ucieszyła się na myśl, że spędzą razem wieczór. Gdy weszła do Pokoju Wspólnego Prefektów zastała ją cisza. Z niedowierzaniem zajrzała do jego pokoju z nadzieją, że tam go zastanie. W głowie zaczęła już układać przemówienie, jakim go powita, gdy się spotkają, gdy nagle zauważyła skrawek pergaminu leżący na stoliku.

Wybacz i przyjdź na Wieżę Północną.
                                                  D.M
Gryfonka prychnęła i ruszyła na poszukiwania ciepłego swetra. Ostatnim razem, gdy Draco zostawił jej taki liścik, zmusił ją do latania z nim na miotle. Hermiona przyrzekła sobie, że jeśli tym razem też tak będzie, nic jej nie powstrzyma przed wyrażeniem opinii na ten temat.

Na schodach prowadzących na wieżę stały świeczki. Delikatne, białe świeczki rzucające ruchliwe cienie na ściany. Hermiona szła oczarowana w górę, zapominając, że jeszcze przed chwilą marzyła tylko o tym, by znaleźć się pod ciepłym kocem z książką i pogrążyć się w lekturze. Z każdym krokiem liczba świec się zwiększała. Gdy dotarła do szczytu schodów jej oczom ukazały się tysiące stokrotek. Ogromne ilości małych, białych, jej ulubionych kwiatków stało w bukiecikach na podłodze lub było zawieszone w powietrzu za pomocą magii. Szła powoli rejestrując każdy element, chciała zapamiętać tą chwilę jak najdłużej.
Pod balustradą nieświadom jej obecności, stał Draco. Podeszła do niego, obejmując go z tyłu, tak jak on zrobił to rano. Przez chwilę wpatrywali się w pełne koło Księżyca, rzucające światło na jezioro. Chłopak obrócił się i czule pocałował Gryfonkę.
-Może, nie jest to najbardziej oryginale…
-Jest cudowne. Najwspanialsze jakie kiedykolwiek widziałam, a wiesz dlaczego?
Blondyn potrząsnął głową.
-Bo robiłeś to od serca. To właśnie zostaje w pamięci.
Granger nie mogła oderwać wzroku od niebieskich tęczówek Ślizgona. Stanęła lekko na palcach, całując w usta.
Nagle Malfoy odsunął się kawałek i spojrzał na nią smutnym wzorkiem.
-Czy…
Hermiona zastanawiała się, czy jeśli chciałby z nią zerwać, przygotowywałby coś tak wspaniałego. Serce mówiło, że nie, jednak rozum ostro się temu sprzeciwiał.
Raz posłuchała serca i wynikiem tego był jej związek z Draconem. Postanowiła zaryzykować raz jeszcze.
Malfoy uklęknął wyciągając przed siebie malutkie pudełeczko.
-Jesteś ze mną już ponad rok. Nie mam pojęcia jak wytrzymałaś ze mną ten czas. Jednak mijają miesiące, a ja pragnę spędzać z Tobą coraz więcej czasu. Nie chcę Cię nigdy opuszczać… Wyjdziesz za mnie?
Hermiona zdumiona wpatrywała się w twarz Draco. Nie mogła uwierzyć w to co słyszała. A jeśli to co słyszała było prawdą, to powinna spokojnie wyrazić swoją zgodę mimo, że emocje w niej szalały. Jednak jej Gryfowskie cechy ujawniły się akurat teraz i mówiąc tak przylgnęła do niego, mocząc mu swoimi łzami koszulkę.
Malfoy stał nieruchomo. Wierzył, że Hermiona się zgodzi, ale jednocześnie miał świadomość, że przecząca odpowiedź także jest możliwa. Teraz gdy znał odpowiedź, mógł w pełni cieszyć się to chwilą. Stali tak objęci wsłuchując się w rytm swoich serc i pragnąc być.


Nie mieli pojęcia, że z oddali przygląda im się inna równie oryginalna para. Albus i Minerwa spoglądali wzruszeni na szczęście objętej pary, kłócąc się o to, które z nich będzie rządzić w ich wspólnym domu.  Pewny siebie Ślizgon, czy nieugięta Gryfonka.

sobota, 1 lutego 2014

Piękna i Bestia



Mała zmiana planów, więc najpierw Sevmione, zamiast Teomione. Mam nadzieję, że wybaczycie ^^. Jeśli czytasz, skomentuj, to daje motywację do pisania :)

Tej historii bieg
Stary jest jak świat
Obce dusze dwie
Wtem coś zmienia się
Nie wiadomo jak

Jakaś drobna rzecz
Jeden mały gest
Chociaż serca drżą
Choć niepewni są
Piękna z Bestią jest

Hermiona czuła okropny ból. Miała wrażenie, że za chwilę jej ciało rozsypie się w drobne kawałeczki. Nie umiała znaleźć w sobie tyle siły by wyrwać się z rąk szalonej Śmierciożerczyni. Pragnęła już tylko stracić świadomość lub umrzeć. Klątwa sprawiła, że jej mięsnie były wiotkie, a nerwy wciąż wysyłały bolesne impulsy. Kiedy otoczyła ją ciemność poczuła się zdezorientowana. Wszystko wskazywało, że podąża w określonym kierunku.
Ten Cruciatus sprawiał Bellatrix wiele radości. Widziała jak powoli z każdą minutą z dziewczyny powoli uchodzi życie. Jej zabawę przerwał stanowczy ton.
-Zostaw ją.
Wszyscy zebrani zdumieni spojrzeli na postać w czerni.
- Chcę ją jako niewolnicę.
Czarny Pan uśmiechnął się ironicznie.
-Bello zostaw już tę dziewczynę. Teraz zajmie się nią Severus.
Mężczyzna podszedł do Voldemorta i klęknął z opuszczoną głową.
-Dziękuję Ci Panie.
Bellatrix spoglądała z wściekłością na Snape'a. Ta szlama miała być jej.
***
Gryfonka obudziła się w ogromnym łóżku. Mimo, że już nic ją nie bolało, nadal czuła się słabo. Chciała  dowiedzieć gdzie się znajduje, lecz gdy tylko postawiła nogi na podłodze przed oczami pojawiła się czerń. Usłyszała głos nakazujący jej uwagę i po raz kolejny straciła przytomność. Snape pokręcił głową nad jej głupotą i przywołał skrzata.
-Iskierko przypilnuj by panna Granger nie wstawała z łóżka i gdy się obudzi przyjdź do mnie. - Skrzat kiwnął głową i stanął obok łóżka spoglądając na bladą Hermionę.

Mistrz Eliksirów właśnie miał deportować się do Nory, gdy pojawił się skrzat.
-Panna Granger się obudziła sir.
-Dziękuję ci Iskierko. Możesz wrócić do swych codziennych obowiązków.
Severus Snape szybkim krokiem wyszedł z gabinetu i już po chwili znalazł się w sypialni Gryfonki.
Dziewczyna wyglądała strasznie. Włosy potargane, cienie pod oczami, spierzchnięte usta i blizna przecinająca policzek.
-Witam panno Granger - Hermiona słysząc ten oficjalny ton uśmiechnęła się w duchu.
- Co się stało? - z jej gardła ledwo wydobywał się głos.
-Była pani torturowana przez Bellatrix.
Nagle Hermionie przed oczami stanęły wydarzenia w Malfoy Manor.
-Jak to się stało, że jestem tu profesorze?
Severus uważnie się jej przyjrzał.
-Jedynym sposobem, by cię nie zabili było wzięcie cię jako moją niewolnicę.
Gryfonka słysząc to przymknęła oczy.
-Czyli nie mogę walczyć, szukać horkruksów, ani stąd wychodzić?
-Niestety tak. Muszę powiadomić Dumbledora, więc gdyby pani czegoś potrzebowała przywołaj skrzata.

Gdy Snape przekazał Zakonowi wiadomości na temat Hermiony wszyscy się uspokoili. Dziękowali Merlinowi, że Gryfonka żyje. Jednak gdy fala radości już wygasła wszyscy zaczęli się martwić o Harryego i Rona. W końcu to głównie Hermiona myślała, zawsze miała plan. Nikt nie pomyślał jak ona będzie się czuć ze świadomością, że jako jedyna nie może uczestniczyć w walce.

Kilka następnych dni Hermiona musiała spędzić w łóżku. Rany już się zagoiły lecz gdy tylko chciała wstać, mdlała. Wypiła już kilkadziesiąt eliksirów i żaden nie pomagał. Nie pozostawało jej nic innego jak czytanie książek przyniesionych przez Snape'a.
Po tygodniu nie zajmowania się niczym innym niż czytaniem, miała dość książek.
Severus widząc jej marne samopoczucie odwiedzał ją codziennie. Gdy przyszedł pierwszy raz była zaskoczona. Z każdym dniem coraz bardziej czekała na te wieczorne pogawędki, które były rozrywką w jej nudnym teraz życiu.
Tego dnia Hermiona była przygnębiona. Rano przeczytała wszystkie książki, a do tego śnieg padający za oknem przypominał, że zbliżają się święta. Zegar wskazywał już dwudziestą pierwszą, co oznaczało, że Severus spóźniał ponad godzinę. Gryfonka przeglądała akurat jedną z książek gdy wszedł Snape.
-Spóźnił się pan - z wyrzutem stwierdziła Granger.
-Miałem coś ważnego do zrobienia.
-Prościej by było gdybyś mnie tam zostawił. Nie miałbyś żadnego problemu - mruknęła do siebie, ale mina Mistrza Eliksirów wskazywała na to, że on także to usłyszał.
-Nawet tak nie mów. Nie chodzi już nawet już nawet o to, że Albus i Minerwa by mnie zabili, gdybym cię tam zostawił Granger. Jesteś mądrzejsza od Weasleya i Pottera razem wziętych. Oni dzięki tobie nadal żyją. Jeśli wygramy wojnę to będzie także twoja zasługa. - Hermiona zdumiona patrzała na Snape'a
-Wypij ten eliksir gdy tylko się obudzisz – warknął podając jej buteleczkę i wyszedł.
Następnego dnia Hermiona już chciała przywołać Iskierkę i poprosić ją o śniadanie, gdy przypomniała sobie o eliksirze. Spojrzała na fiolkę stojącą na szafce i poczuła odrazę. Eliksir wyglądał jak woda z bagna, a po odkręceniu okazało się, że również pachniał podobnie. Dziewczyna zatkała jedną ręką nos, a drugą wlała płyn do gardła. Gdy przełknęła nic się nie działo. Zazwyczaj po wypiciu jakiegoś eliksiru czuła ciepło rozchodzące się po ciele lub motyle w brzuchu, a teraz nic. Załamana opadła na poduszki. Po chwili jednak przypomniał jej się głos Severusa 'daj eliksirowi działać.' Wspomniała również ich wieczorne rozmowy, które zmieniły relacje pomiędzy nimi. Teraz Snape zwracał się do Hermiony jak do członka Zakonu, nie jak do jednego z wielu uczniów, którzy nic nie umieją. Rozmyślając nad tym, Gryfonka po woli wstała z łóżka. Ze zdziwieniem zarejestrowała, że nie mdleje i ruszyła w stronę drzwi. Starała się iść wolno i nie wykonywać gwałtownych ruchów. Gdy znalazła się w kolejnym pomieszczeniu dostrzegła Mistrza Eliksirów czytającego gazetę. Ten słysząc otwierane drzwi, spojrzał zdumiony wprost na Gryfonkę wychodzącą z pokoju. Mimo tego, że schudła podczas wyprawy po horkruksy nadal była ładna. Luźnie ciuchy wisiały na niej, a mimo to dodawały jej uroku. Snape skarcił się w duchu za takie myśli i zmusił się by odwrócić wzrok.
-Widzę, że eliksir zadziałał - odezwał się znudzonym tonem.
Hermiona podeszła do stołu i usiadła na przeciwko niego.
-Tak. Dziękuję profesorze - Mistrz Eliksirów spojrzał na nią ironicznie.
-Nie jestem już twoim nauczycielem.
-Więc jak się mam do pana zwracać? –
 -Chyba znasz moje imię... Hermiono - Gryfonka tylko potaknęła głową. Nie chciała teraz myśleć, ile razy w duchu nazywała go po imieniu,
Snape wstał i pokazał jej, że ma z nim iść. Dziewczyna wstała niechętnie i ruszyła za nim w stronę jednych z drzwi. Mistrz Eliksirów prowadził ją długim ponurym korytarzem. Nagle przystanął obok jednych z drzwi.
-Tu jest łazienka. Tylko do twojego użytku, ja korzystam z tej na dole. W swojej sypialni jak wiesz masz rzeczy z Nory jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała, wyślij Iskierkę - To mówiąc ruszył dalej i zatrzymał się przy ogromnych dwu częściowych drzwiach.
-Jak sądzę to cię zainteresuje.
Hermiona spojrzała na niego zaciekawiona. Gdy stanęła w progu, jej oczy się zaświeciły a na twarzy pojawił się uśmiech uwielbienia.
Stała w progu wspaniałej biblioteki. Może nie tak dużej jak w Hogwarcie, ale przebiegając wzrokiem woluminy, widziała kilka interesujących tytułów, których nie znalazłaby w zamku. Była tak zafascynowana, że nie zauważyła kiedy Snape zniknął. Nie zwracając na to większej uwagi, wzięła do ręki pierwszą książkę i zapominając o jej ostatnim urazie do nich, zagłębiła się w lekturze. Zostało jej kilka stron  gdy pojawiła się Iskierka.
-Pan zaprasza na kolację panienko.
Hermiona podziękowała skrzatowi  i ruszyła na poszukiwania jadalni. Gdy dotarła do średniej wielkości pokoju Severus już tam czekał. Przyjrzał się uważnie Gryfonce.
-Nie powinnaś czytać całymi dniami. – Dziewczyna spojrzała na niego wściekła.
-Książki są dla mnie ważne. – Mistrz Eliksirów prychnął.
-Nikt z twoich znajomych tego nie akceptuje prawda? Nie chodzi mi o to byś całkiem przestała czytać, ale nie możesz żyć tylko tym.
Granger nie rozumiała o co mu chodzi.
-To co mam robić? Siedzę tu sama, bo pana ciągle nie ma, nikt nie może mnie odwiedzić. Jakby pan nie wiedział, to raczej w domu nauczyciela, w dodatku kawalera nie ma zbyt dużo rozrywek dla osób w moim wieku – Widząc spojrzenie Snape’a, Hermiona już wiedziała, że nie powinna tego mówić. Czuła wyrzuty nie tylko, że go tymi słowami uraziła, ale także dlatego, że sama tak nie myślała.
-Cóż panno Granger. Będzie musiała pani przeżyć te kilka tygodni ze mną. Wiem, że to nie zasłużona kara, ale to jest jedyne wyjście.
-Ja… nie…
-Niech pani nie bierze przykładu z Pottera. Myślałem, że jest pani na tyle inteligentna, żeby nie mieć problemu z wysłowieniem się.
Hermiona słysząc to wstała i nie patrząc w stronę Mistrza Eliksirów wyszła z jadalni. W swoim pokoju położyła się na łóżku i zaczęła myśleć.
Miała wrażenie, że ich relacja się zmieniła. Teraz znów traktował ją jak Wiem-To-Wszystko. Natomiast ona od kąd tu trafiła widziała w nim człowieka. Nie surowego nauczyciela, który dużo wymaga, lecz mężczyznę może nie przystojnego, ale mającego to coś.
Nim się zorientowała, była pogrążona w objęciach Orfeusza. Przez to nie mogła wiedzieć, że kilka godzin później do jej pokoju zajrzał mężczyzna, próbujący się przekonać, że 19 lat to zbyt duża różnica.

Następnego dnia, zaraz po przebudzeniu Hermiona poszła do biblioteki. Po półgodzinie pojawiła się Iskierka oznajmiając, że śniadanie jest gotowe. Gryfonka podziękowała skrzatowi i kazała przekazać Severusowi, iż nie jest głodna. Chwilę później Mistrz Eliksirów wpadł do biblioteki. Wygłosił  przemowę na temat tego, że ona musi jeść, mieć siły by walczyć.
Gryfonka uzmysłowiła mu, że czuje się nie potrzebna, mimo, że wie, że to był jedyny sposób na uratowanie jej życia. Tak od słowa do słowa przeszli do planowania taktyki na wojnę. Nim się spostrzegli na zewnątrz było już ciemno.
Jedząc kolację Hermiona uświadomiła sobie, że jutro zaczynają się święta co tylko pogorszyło jej nastrój. Widząc to Mistrz Eliksirów po posiłku zaprowadził ją do pomieszczenia w którym jeszcze nigdy nie była. Pokój był jasny i przestronny. Pod jedną ze ścian stało łóżko z koronkową narzutką, a na przeciwległej ścianie znajdowała się biała szafa. Severus podszedł do niej, więc Hermiona uczyniła to samo. Otwierane drzwi szafy lekko zaskrzypiały i oczom Hermiony ukazały się najpiękniejsze suknie jakie kiedykolwiek widziała.
-Należały do mojej matki. Żałuję, że nie możesz dostać nowej sukni, ale musisz zostać w domu. Wybierz sobie którąś, możesz przerobić ją za pomocą magii. W końcu jutro wieczorem świąteczna kolacja. Musisz wyglądać ładnie.
Nie, żebyś teraz nie była ładna.
Hermiona oczarowana spoglądała to na suknie, to na Snape'a.
Podeszła do niego i niewiele myśląc pocałowała go w policzek.
-Dziękuję.
Severus zgromił ją wzrokiem i wyszedł. Gryfonka natychmiast zabrała się do przeglądania szafy. Było w niej tyle sukni, że nie wiedziała na którą się zdecydować.
W końcu wybrała prostą, zieloną, z gorsetem, która od bioder delikatnie spływała w dół. Kilkoma ruchami różdżki dopasowała ją do swojej figury i oczyściła ją z kurzu. W szafie znalazła nieduże pudełko, więc zapakowała ją w nie i ruszyła do swojego pokoju rozmyślając nad prezentem dla Mistrza Eliksirów.
Kolejnego dnia zaraz po śniadaniu zjedzonym z Severusem, Hermiona zamknęła się w swoim pokoju. Musiała znaleźć coś co mogła transmutować w prezent, opakować go i sama się przygotować na wieczór. Gdy prezent był już gotowy, Gryfonka  przywołała kosmetyczkę i ruszyła do łazienki. Za każdym razem, gdy spoglądała w lustro raziła ją blizna przecinająca policzek. Starała się nie zwracać na nią uwagi, ale to było nie możliwe. Bez niej nie była zbytnio ładna, a teraz tylko sytuacja się pogorszyła. Wiedziała, że Severus starał się zrobić wszystko, by była mniej widoczna, ale to nie zmieniało faktu, że gdy musiała spojrzeć w lustro, robiła to z niechęcią.
W tym samym czasie Severus przeszukiwał cały dom. Wiedział, że gdzieś jest to co chciał dzisiaj dać Granger. Przeszukał wszystkie szafki, a gdy w końcu trafił na to czego szukał, uśmiechnął się usatysfakcjonowany.

Gdy Hermiona zeszła do jadalni Snape spojrzał na nią zachwycony. Wybrała suknię, która zawsze najbardziej mu się podobała. Włosy opadała falami na ramiona, a usta delikatnie podkreśliła szminką. Mistrz Eliksirów poszedł do niej i zaprowadził do stołu.
Całą kolacje rozmawiali na różne tematy, ale ani razu nie wspomnieli o wojnie. Gdy puste naczynia zniknęły, Hermiona zaproponowała rozpakowanie prezentów. Severus podał jej czarne pudełko przewiązane szmaragdową, jedwabną wstążką. Gdy je otworzyła jej oczom ukazał się naszyjnik w kształcie łzy. Góra była okryta rzeźbionym srebrem, a spod niego wyłaniał mieniący się na zielono-niebiesko kamień.
- To musiało kosztować majątek - szepnęła.
-Należał do mojej matki. Dostała go w dniu ślubu. - Na twarzy Gryfonki pojawił się rumieniec.
-Ja... Severusie nie mogę tego przyjąć.
Mistrz Eliksirów nie zważając na jej protesty wyjął naszyjnik i założył jej na szyję. Hermiona wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Jednocześnie chwyciła malutkie pudełko leżące na stole i podała mu je.
Gdy wziął je w ręce, dziękując jej, dziewczyna przygryzła wargę. Przy tym co dostała od niego, jej prezent był nic niewarty. Severus otworzył pudełko, a kąciki jego ust uniosły się lekko. Delikatnie wyciągnął fiolkę na eliksir. Dookoła szkła wił się wąż z szmaragdowymi oczami. Hermiona spoglądała na niego niepewna czy spodoba mu się prezent.
-Dziękuję Hermiono. Jest wspaniały.
Mistrz Eliksirów nachyli się i delikatnie musnął jej usta. Gdy tylko Gryfonka poczuła jego dotyk, zapragnęła więcej, lecz Severus już się odsunął. Po chwili niezręcznej ciszy, Snape zaproponował taniec. Granger chętnie przystała na jego propozycję i już po chwili wirowali w sali balowej. Po kilku tańcach usiedli wciąż rozmawiając
Nagle Severus się skrzywił i zacisnął lewą rękę w pięść. Gwałtownie wstał i ruszył w stronę drzwi. W drodze rzucił tylko Granger przelotne spojrzenie.
-Czarny Pan mnie wzywa.
Hermiona nie myśląc czy to co robi jest stosowne, podbiegła do niego i stając na palcach pocałowała go. Severus stał zdumiony, lecz po chwili oddał pocałunek. Gdy oderwali się od siebie oczy Gryfonki były pełne łez. Nie było odpowiednich słów, więc w ciszy Mistrz Eliksirów ruszył do drzwi.
Hermiona jeszcze chwilę stała w miejscu, poczym udała się do swojego pokoju. Kilka minut później wspaniały wieczór był tylko wspomnieniem. Granger siedziała na łóżku w swoich zwykłych ubraniach spoglądając na suknię. Ich bajka się skończyła, wrócili do rzeczywistości w której toczy się wojna.
Hermiona starła się skupić na czytaniu gdy usłyszała trzask aportacji. Wybiegła z pokoju i zauważyła Snape'a wchodzącego do swojej sypialni. Niewiele myśląc ruszyła za nim. Gdy znalazła się w pomieszczeniu nie miała czasu na podziwianie wnętrza i ruszyła prosto w stronę łóżka.
-Wyjdź! -Hermiona lekko się uśmiechnęła i nie przejmując się rozkazem zaczęła leczyć widoczne rany.
-GRANGER WYJDŹ.
Dziewczyna przewróciła oczami. Mimo zdenerwowania nadal umiała zachować względny spokój i się uśmiechać.
-Daj sobie choć raz pomóc. Jeśli nadal będziesz tak krzyczał podam ci eliksir słodkiego snu i nie będziesz miał wyboru.
Severus tylko prychnął i przestał się odzywać. Gdy wszystkie rany były już uleczone, Hermiona zaczęła męczyć się z rozpinaniem jego szat.
-Nie radze Granger. -dziewczyna spojrzała na niego, ale nie przestała odpinać guzików.
- Myślałam, że dla ciebie byłam Hermioną, a nie Granger. Jeśli sądzisz, że tym mnie zniechęcisz do pomocy...- nagle urwała wpatrując się w jego klatkę piersiową. Było na niej kilka ran, ale bardziej przeraziły ją blizny. Trudno było je zliczyć. Jedne były cienkie, inne szersze. Większość wyglądała ma stare, ale było też kilka nowych.
-Ostrzegałem... - Hermiona spojrzała na niego ze złością.
-Severusie Snape jeśli sądzisz, że te blizny mnie odrażają, to się grubo mylisz. One świadczą o tym jak wiele dla nas robisz. - Severus chciał coś powiedzieć lecz dziewczyna mu przerwała.
-Teraz jeśli byłbyś tak miły, mógłbyś się przesunąć, ponieważ nie mam zamiaru zostawić cię tu samego. - Mistrz Eliksirów spojrzał na nią zdumiony.
-Oj no nie patrz już tak. Czy to taka zbrodnia, że nie chcę spać sama? - westchnęła teatralnie i położyła się opierając głowę o ramię Severusa.
***
Hermiona  leżała oparta policzkiem o klatkę piersiową Mistrza Eliksirów. Nie spała od kilkunastu minut, ale wcale nie chciało jej się wstawać.  Po raz pierwszy w życiu czuła się tak szczęśliwa. Wiedziała, że za kilka dni, tygodni, miesięcy, to, z czego teraz tak się cieszyła może lec w gruzach. Zniknie w ciągu jednej sekundy i pozostawi w sobie tylko cierpienie i pustkę ciężką do zniesienia. 
Przekręciła się i oparła się brodą o ramie mężczyzny. Jego czarne włosy były potargane, a na twarzy widniał delikatny uśmiech. O ile łagodniej wyglądał z takim rozmarzonym wyrazem twarzy, niż grymasem, który widniał na niej na co dzień.
Snape nadal śniąc, obrócił się w stronę Hermiony i przygarnął ją do siebie. Dziewczyna biernie się temu poddała, więc znowu leżała z policzkiem na jego torsie. Czuła moc bijącego serca. Serca, które miała nadzieję bije również dla niej. Nagle przed jej oczami pojawiła się scena, w której to serce prawie przestało bić. Na myśl, że mogłaby teraz nie czuć tego pulsowania odruchowo mocniej przytuliła się do Severusa. Ten otworzył jedno oko i widząc smutny wzrok Hermiony delikatnie pocałował ją w czubek głowy, szepnął jej coś na ucho i obserwował jak na ustach Gryfonki pojawia się coraz szerszy uśmiech.

***
Gdy Mroczny Znak po raz kolejny w ciągu kilku godzin go zapiekł ,Severus wiedział, że się zaczęło. Wszedł do pokoju Hermiony bez pukania.
-Deportuj się do Nory. Bitwa się zaczęła. Spotkamy się w Hogwarcie.
Twarz Hermiony pobladła. Szybko ruszyła za Severusem i chwyciła go za rękę. Mistrz Eliksirów zatrzymał się i spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem.
-Przeżyj.
Gryfonka pocałowała go namiętnie. W tym pocałunku zawarte były wszystkie ich uczucia. Strach o drugą osobę, rozpacz, miłość i nadzieja, że uda im się przeżyć.

Gdy Hermiona dotarła do Hogwartu stanęła oko w oko z Bellatrix. Rzuciła na nią drętwotę, ale Lastrange uchyliła się z histerycznym śmiechem.
-Przyjaciółeczka Pottera nie chce rzucić klątwy zabijającej? Więc ja to zrobię!
Nagle za Hermioną odezwał się zdecydowany głos.
-Avada Kedavra. - Zielony promień wystrzelił prosto w serce Belli. Hermiona nie miała czasu spojrzeć kto jej pomógł, nagle wszyscy zastygli w bezruchu, patrząc na scenę rozgrywającą się przed nimi.
Czarny Pan szedł w stronę Harryego. Nagle Neville trafiony zaklęciem oszałamiającym, upadł, a Voldemort nie zdążył zareagować. Przyczyniła się też to tego pora roku bo zamarznięty na błoniach śnieg sprawił, że Czarny Pan sunął po śniegu starając się utrzymać równowagę, poczym runął na ziemię zahaczając o wystający z niej korzeń. Potter podbiegł do niego i wycelował różdżką z której wypłynęło zielone światło. Zaległa cisza.
Lord Voldemort nie żył. Wojna została wygrana.

Kilka godzin później cały Zakon zebrał się w Norze. Dumbledore dziękował wszystkim za odwagę i poświęcenie. Wszyscy cieszyli się z wygranej, lecz na twarzy Hermiony widniał sztuczny uśmiech. Dla niej wygrana oznaczała, że musi wrócić do Nory. Nie mogąc patrzeć na radość innych pobiegła na górę i zamknęła się w jednym z pokoi. Nie starając się dłużej z tym walczyć, pozwoliła łzom spływać po policzkach. Gdy usłyszała ciche pukanie szybko starła je rękawem i wyszła na korytarz. Ginny szeptem powiedziała jej, że Snape ją szukał. Starsza Gryfonka kiwnęła głową i skierowała się do kuchni, gdzie znajdowali się wszyscy. Wchodząc zauważyła, że wszyscy jej się przyglądają. Wciąż nie umiała się przyzwyczaić do lekkich grymasów na ich twarzach, gdy spojrzeli na jej bliznę.
W najdalszym kącie siedział Snape patrząc w ścianę i popijając Ognistą. Gdy zapewniła wszystkich, że niedługo wróci, podeszła do niego i razem deportowali się do jego domu.
Hermiona wiedziała, że może spakować wszystko jednym machnięciem różdżki, ale nie chciała. Składając wszystko ręcznie mogła wyładować swą frustracje. Gdy wszystko było już gotowe jej wzrok padł na suknię wiszącą na szafie. Żal było jej się z nią rozstawać, ale nie należała do niej. Chciała ją odnieść do pokoju poprzedniej właścicielki, ale po drodze spotkała Severusa.
-Spakowałaś się już? -Granger nie była wstanie odpowiedzieć więc tylko kiwnęła głową.
-Czeka cię teraz wspaniałe życie. Zapewne Weasley oświadczy ci się w najbliższych dniach. Będziesz szczęśliwa... - stwierdził ironicznym tonem. Hermiona potrząsnęła głową.
-Nie chce. -Mistrz Eliksirów prychnął.
-Nie chce wyjść za niego za mąż.
-Po wojnie dostanie Order Merlina pierwszej klasy i za pewne dużo galeonów. Będzie bogaty, da ci wszystko w czym będziesz marzyć.
Hermiona podniosła opuszczoną dotąd głowę i spojrzała w jego czarne oczy.
-Nie da mi miłości. -Snape zaśmiał się nieprzyjemnie.
-Granger, Granger... Nadal wierzysz w księcia na białym koniu?
-Nie. - odpowiedziała pewnie.
-Po prostu chcę kogoś kto mnie pokocha bez żadnego powodu. Chcę ciebie Severusie. - Nie czekając na odpowiedź stanęła na palcach i go pocałowała.

Rok później Hermiona z dumą obserwowała jak jej mąż karmi ich kilkumiesięczną córeczkę. Mała była kopią swojej matki. Takie same włosy, nos, uśmiech. Tylko czarne oczy miała po tacie. Jej rodzice byli z niej dumni. Gdy uzdrowiciel w dniu porodu spytał jak ją nazwą, wspólnie odpowiedzieli - Victoria. W końcu została poczęta w dniu zwycięstwa.