wtorek, 23 grudnia 2014

Magia Świąt

Dawno mnie tu nie było. Tłumaczenia nie mają sensu. Zauważyliście pewnie, że przestałam również komentować Wasze blogi. Do tej pory nie miałam na to czasu, ale moim noworocznym postanowieniem jest to zmienić! ;) Miniaturka poniżej jest pierwszą rzeczą napisaną od września, więc nie jest najwyższych lotów.
Nie ma morału, puent. Po prostu przedstawia sytuacje, które mogłyby stanowić odrębne miniaturki, a stały się jedną, której punktem wspólnym jest świąteczny wieczór. Mam nadzieję, że się spodoba :) Wesołych Świąt!
/ Przepraszam za błędy, jest nie zbetowana.




Śnieg padał nieprzerwanie od kilku dni, otulając zimną pierzyną miasto. Brązowowłosa kobieta tupała niecierpliwie, stojąc przy pomniku Merlina, jednocześnie rozglądając się dookoła. Gdy w zasięgu jej wzroku pojawiła się roześmiana blondynka, ruszyła w jej stronę i po krótkim przywitaniu , obie skierowały się w stronę pobliskiej kawiarni, gdzie czekała na nie Ginny. Po ukończeniu Hogwartu ich drogi się rozeszły, więc postanowiły spotykać się przynajmniej raz w miesiącu, by całkowicie nie stracić kontaktu.
Gdy tylko Hermiona i Luna przekroczyły drzwi kawiarni, odurzył ich zapach czekolady i pomarańczy. Wnętrze aż zachęcało do odwiedzin w tak mroźny dzień.
Podeszły do stolika, przy którym siedziała rudowłosa i bez słów powitania zasypały ją pytaniami
- Jak przygotowania do ślubu? Kiedy odbierasz suknię? Byłaś już na próbnym makijażu? Wybraliście w końcu z Harry’m salę?
Ginny roześmiała się widząc ich entuzjazm i zaczęła odpowiadać na ich pytania. Gdy zakończyła opowieść, o tym jak wszyscy myślą, że to Blaise jest jej narzeczonym , żadna się nie odezwała. W końcu Hermiona przerwała ciszę.
- Mam wrażenie, że Harry nie angażuje się w swój własny ślub.
- To nie tak…
- A jak inaczej nazwiesz to, że nie poszedł z tobą na żadne spotkanie?
-  Po prostu ma dużo pracy…  Cam dzisiaj nie będzie?
-  Pakuje się na tą swoją szaloną podróż z Malfoy’em i nie zmieniaj tematu.
- Przecież nie zmieniam. Cieszą się sobą jak małe dzieci… Uroczo się na nich patrzy.
Hermiona chciała coś powiedzieć, lecz wpatrywała się zdziwiona w Lunę, która przepraszając je, wybiegła z kawiarni, wołając w stronę mężczyzny, którego żadna z nich nie znała.

***



Po spotkaniu z Ginny, nie potrafiłam się na niczym skupić.  Krążyłam po mieście w poszukiwaniu prezentów, lecz nic nie przyciągało mojej uwagi. Martwiłam się o Rudą. Zarówno ona jak i Harry zmienili się po wojnie, ale wciąż ciągnęli swój związek.  Nie było między nimi już tego uczucia, które kiedyś było tak widoczne i nie byłam przekonana czy ślub to dobry pomysł. Nie powinni się wiązać na stałe.
Spojrzałam na wystawę sklepu, w którą wpatrywałam się od kilku od kilku dobrych minut, a której nie dostrzegałam zbyt zatopiona w myślach i uśmiechnęłam się do siebie. Znalazłam idealny prezent, który był równocześnie okazją by powiedzieć Jemu coś, co chciałam przekazać mu już od kilku dni, lecz nie wiedziałam jak.

***


Wybiegłam z kawiarni, ponieważ zauważyła czuprynę lekko kręconych włosów i charakterystyczny pijacki chód. To był Rookwood. Zdziwiłam się widząc go w centrum Londynu, ponieważ zazwyczaj nie opuszczał swojej samotni pod miastem. Nie chciałam go śledzić, nie przyszło mi to nawet do głowy. Po prostu chciałam się przywitać. Zapytać co tu robi. Jednak brunetka, do której podszedł sprawiła, że stanęłam w pół kroku. Widać było, że się znają i bynajmniej nie jest to znajomość powierzchowna. Co prawda między mną, a Augustusem nie padły żadne deklaracje, ale byłam przekonana, że nie są potrzebne.
Odwróciłam się i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Nie będę robić wyrzutów wolnemu człowiekowi choćby nie wiem jak zabolał mnie ich widok.


***

Siedziałam bezmyślnie mieszając swoją kawę. Wiedziałam, że Hermiona ma rację. Harry kompletnie nie angażował się w organizację ślubu. Salę wybierał z nią Blaise, menu również. Potter nie potrafił nawet zdecydować się na kolor zaproszeń i dodatków.  No właśnie  – „ Potter”… Coraz częściej tak o nim myślałam, a to chyba nie wróżyło małżeńskiemu szczęściu. Przy wybieraniu sali wszyscy brali Blaise’a za mojego narzeczonego. Po kilku dniach słuchanie "jaką państwo są zgodną i dobraną parą" stało się krępujące. W końcu przestaliśmy ich wyprowadzać z błędu. Dzisiaj też z nim miałam iść na ostatnią przymiarkę sukni. Wszystko byłoby w porządku,  gdyby nie wątpliwości Hermiony, które także i mnie nie dawały spokoju.



***

- Cam chodź wreszcie! Zaraz spóźnimy się na samolot! Dlaczego nie możemy podróżować za pomocą świstoklików?
Moje spojrzenie chyba mówiło wystarczająco wiele.
- Zgodziłam się na tą szaloną podróż, podkreślam w święta, tylko i wyłącznie dlatego, że cię kocham. Więc nie marudź jak Snape, gdy McGonagall chce mu matkować.
- Postawiłaś swoje warunki...
- Dwa dni świąt ze śniegiem, zapasem mandarynek i komediami romantycznymi , to nie jest dużo.
Jego wzrok był powątpiewający. Bardzo powątpiewający. Pomyślałam jak bardzo musi mnie kochać zmuszając się do mugolskich środków transportu i komedii romantycznych, czyli dwóch rzeczy, których nie znosił najbardziej. Ogarnęło mnie dziwne, ale miłe uczucie.
Nie znał moich myśli, więc zdziwił się gdy podeszłam i go pocałowałam, a nasze wyjście znów się opóźniło.


***


Próbowałam ułożyć włosy,  jednocześnie wspominając jak znalazłam się w tej sytuacji.
Nigdy bym nie pomyślała, że to właśnie w trakcie wojny znajdę największe szczęście. Z Ronem dawno nie miałam już nic wspólnego. Rozmawiałam z nim tylko dlatego, że był bratem mojej przyjaciółki. Chodziłam własnymi drogami i to w końcu mnie zgubiło. Doprowadziło do sytuacji, w której musiałam zaciągnąć dług,  a jedyną osobą która mogła mi pomóc był Severus Snape. Nie był z tego powodu szczęśliwy, ale mi pomógł.  Dziwię się teraz, że będąc zabawką w rękach dwóch wielkich czarodziejów znalazł jeszcze siłę by użerać się z wkurzającą gryfonką. Musiał ze mną spędzić codziennie przynajmniej dwie godziny by wiedzieć jak mi pomóc. Na początku nie pozwalal mi się odzywać. Co oczywiście ignorowałam. Później się kłóciliśmy. Uważał,  ze moje podejście do życia jest złe, że ciągle mówienie prawdy jest niebezpieczne, powtarzał, że wszyscy kłamią. Ja wytykałam mu, że nie można ciągle ukrywać prawdy, że w końcu noga się potknie. On jako przykład stawiał siebie. Nie można było temu zaprzeczyć, ja mimo wszystko próbowałam.  W kłótniach coraz bardziej odbiegaliśmy od meritum. Imponowała mi jego inteligencja. Z czasem zaczęłam dostrzegać coś więcej.  Dostrzegać, że ten zimny człowiek też ma uczucia, że jest zmęczony obecną sytuacją,  że nie zależy mu na własnym życiu i wyczekuje śmierci. Chciałam to zmienić.  To było głupie, w końcu co mogła zwykła gryfonka?
 Otrząsnęłam się z wspomnień i zeszłam na dół. Czytał książkę. Spojrzał na mnie z grymasem, który ukrywał uśmiech. Nie był przystojny, ale w jego twarzy było coś co sprawiło, że w moim brzuchu odezwało się stado motyli.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha Granger   jego głos jak zwykle był przepełniony ironią.
Wręczyłam mu niewielkie pudełko
- Wiem, że to jeszcze nie czas, ale...
W tym momencie nie byłam odważną gryfonką. Przez głowę przeleciało mi tysiąc myśli, od zdziwienia do tego, że mnie zostawi. W końcu niczego sobie nie obiecywaliśmy. Bałam się jego reakcji.
Otworzył pudełko i spojrzał na mnie z kamienną twarzą.
- Skoro tak, również nie będę dłużej czekał.
Gdyby ktoś w tym momencie chciał zbadać mój puls, na pewno wylądowałabym na intensywnej opiece magicznej.
Z szat wyciągnął pudełko,  które było miniaturka, tego, które on dostał ode mnie. Teraz głowę miałam pustą. Otworzyłam je i moim oczom okazał się złoty pierścionek. Wpatrywałam się w niego nie mogąc wydusić słowa.
- Tylko nie każ mi klękać Granger   przez ironię przebrzmiewało lekkie spięcie.
Podeszłam do niego i lekko go pocałowałam.
- Myślałem Granger, że moja przyszła żona będzie bardziej wygadana.
- Jeszcze będziesz mieć dość mojego gadania Snape - odpowiedziałam powracając do przerwanej czynności.

***
Siedziałam przy zastawionym stole i czekałam aż Harry wróci z pracy. Powinien być już godzinę temu. Zdarzyłam przez ten czas wiele przemyśleć.
Nagle w drzwiach zazgrzytał klucz. Czekałam, aż Harry wejdzie do salonu.
- Gin przepraszam jestem zmęczony.  Nie mam siły by tu siedzieć, marzę tylko o śnie.
Spojrzałam na dania stojące na stole, nad którymi spędziłam pół dnia i tylko upewniłam się w swojej decyzji.
- Daj mi tylko pięć minut, Harry.
Potter spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie może to zaczekać do jutra?
Po raz pierwszy od wojny odezwała się we mnie odwaga, a nie uległość.
- Nie Harry. Ja nie chcę takiego życia. Nie kocham cię.
- Co moje spóźnienie ma do miłości?
- Nie chodzi o spóźnienie. Każde z nas żyje swoim życiem. Spójrz na Cam i Draco, na Millie i Nevilla. Nawet Snape okazuje Hermionie, że jest dla niego ważna. My nie potrafimy się znaleźć. Staliśmy się sobie obojętni.
Harry milczał przetrawiając moje słowa. Ja jednak nie czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Chwyciłam kurtkę i ruszyłam w stronę drzwi.
- Jutro przyjdę po swoje rzeczy.
Wpatrywał się we mnie z miną zbitego psiaka. Zignorowałam to choć nie było łatwo i wyszłam.
Po kilku minutach stanęłam przed innymi drzwiami i nerwowo przygryzałam wargę. Drzwi się otworzyły, uwalniając zapach cynamonu. Blaise spojrzał na mnie nierozumiejącym wzorkiem.
- Rozstałam się z Harrym.
Nie mówiąc nic, zamknął mnie w ciasnym uścisku, a ja wreszcie poczułam się naprawdę szczęśliwa.


***



Było już późno. Siedziałam sama, wpatrując się w śnieg za oknem. Nie chciałam spędzać kolejnych świąt samotnie. Wychodząc z domu nie wiedziałam, gdzie chcę iść. Nogi same mnie poniosły i podświadomie skierowałam się w drogę prowadzącą do pustelni Augustusa. Jak zwykle do drzwi musiałam się dobijać. Roowood był paranoikiem i kiedy nie chciał po prostu nie otwierał drzwi. Sama nie wiedziałam dlaczego na moich policzkach pojawiły się łzy. Gdy miałam już iść,  Augustus stanął w otwartych drzwiach.
- Co ty…  - nie pozwoliłam mu dokończyć. Nie potrzebowałam teraz wykładów tylko miłości.  Widziałam zdziwienie na jego twarzy. Pierwszy raz byłam tak bezpośrednia. Nie obchodziły mnie konsekwencje. Teraz chciałam być z nim.

***
- Draco – mój głos był tak miły, że każdy by się zorientował o co chodzi - Ale naprawdę, tak bardzo, bardzo nie chcesz ugotować obiadu?
Blondyn zdecydowanie nie wyglądał na przekonanego.
-Ale wiesz jak bardzo cię kocham?
-Co z tego będę miał?
Cholera, o tym nie pomyślałam.
-A co byś chciał?
Jego uśmiech był tak czysto ślizgoński, że wszystko było jasne. Kiwnęłam tylko głową, a na jego twarzy wykwitł radosny uśmiech.
-Uwielbiam umowy  tobą Camille.












/Jeśli byłeś proszę zostaw ślad.
 

poniedziałek, 1 września 2014

Nie wiesz jak to jest



Hej hej :D Poniżej wstawiam mini-miniaturkę :D 338 słów. Mam zaczętych kilka m.in Sevmione, Hermiona + Blaise i Lucmione, ale nie mam bladego pojęcia kiedy je dodam, bo przy 6 angielskich, 8 polskich, 5 historiach w tygodniu nie będę miała zbyt dużo czasu na pisanie :c Przynajmniej będę miała godzinę łaciny  tygodniu *.*
Wszystkie słowa kursywą są fragmentami piosenki "Nawet nie wiesz jak to jest"
Soł enjoy ;)


Zwykli ludzie niewiedzą jak to jest być podwójnym szpiegiem dwóch największych czarodziejów swoich czasów.  Nigdy nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień. Czy Czarny Pan ‘przypadkiem’ nie dowie się, że najbardziej oddany podwładny go okłamuje? Czy może po prostu dla własnej rozrywki będzie go torturował, aż doprowadzi go do stanu, gdy minuty będą dzielić go od śmierci? Zwykli ludzie nie mają pojęcia jakimi spojrzeniami inni go obrzucają. Pogarda, złość, wstręt. Kogo obchodzi, że osobą, która najbardziej go nienawidzi jest on sam?

Te czasy są jak zima, tylko dlaczego nie chce nadejść wiosna? Dlaczego mrozy trwają nieprzerwanie od kilku już lat? Szron pokrywa ziemię nie pozwalając jej wydać dorodnych plonów.
Jednak jest iskierka, która ociepla serce Severusa Snape’a nie tylko w najmroźniejsze dni. Brązowowłosa Gryfonka wiele zmieniła w jego zimnym życiu. Nadała mu sens oraz ciepło, które pozwala mu zwalczyć najsilniejsze ataki lodu, jakim jest Lord Voldemort. Hermiona jest dla niego cudem w tych bezuczuciowych czasach. Wniosła chwile radości, spokoju. Uczucia, że komuś na nim zależy. Potrafiła rozpalić płomień, który ledwo się już tlił.
Słońce wznosi się, jakby cieplej jest.
 
Dzięki niej jego ziemia odżywa na nowo. W jego życiu nie ma nic bardziej wartościowego od niej.

Przecież nic, prawie nic nie mam już.

 Wciąż jest przy niej. Muszą pokazać innym, że jest o co walczyć.

 Tylko sił trzeba nam, żadnych łez.

On nie wyobraża sobie życia bez niej. Gdyby zginęła, jego życie straciłoby sens.
Będzie walczył dla Niej. Nikomu nie pozwoli jej skrzywdzić, póki ma coś w tym względzie do powiedzenia. Tylko ona trzyma go przy życiu.
Bez ciebie chwili bym nie przeżył ani jednej.

Ona wierzy, że wygrają i przeżyją oboje. Bo jakie by było życie bez niego?

Dzisiaj ty, tylko ty trzymasz mnie.

Oboje wierzą, że im się uda. Dzień zwycięstwa będzie wspaniały, nie tylko dlatego, że czarodziejska Anglia znów będzie wolna od Lorda Voldemorta. Będzie wspaniały ponieważ będą mogli żyć w swoim świecie, nie martwiąc się, że druga osoba zginie z ręki Śmierciożerców. 

Dziś dzisiaj będzie piękny dzień, za rękę cię poprowadzę przez świat… mój. Chcesz?

środa, 20 sierpnia 2014

Nie zmarnuj tego

Przepraszam, że nic długo się nie pojawiało, ale miałam małe problemu z internetem :/
Tym razem przed Wami Dramione z dedykacją dla  Mrs M. ;)
/nie zbetowana




To był kolejny ciężki dzień w pracy w tym tygodniu, dlatego postanowiłem iść do parku, zamiast wracać do pustego mieszkania. Usiadłem na pierwszej lepszej ławce i zagłębiłem się w lekturze książki, którą akurat miałem przy sobie.  Pewnie wiele osób zdziwiłoby się widząc mnie czytającego „Carrie”, która przecież jest dziełem mugola. Nagle usłyszałem czyjeś kroki, a zaraz po tym poczułem zapach frezji. Gdy podniosłem głowę znad książki, za rogiem zniknęła dziewczyna w czerwonej sukience. Zdążyłem tylko podziwiać zgrabną łydkę oraz powiewające brązowe włosy. Rozejrzałem i na jednej z ławek zauważyłem aparat fotograficzny. Oglądnąłem się, poszukując właściciela, ale wszystko wskazywało na to, że aparat zostawiła dziewczyna, którą chwilę wcześniej widziałem. Usiadłem na ławce i wziąłem aparat do ręki. Z tego co się orientowałem, był to jeden z nowszych modeli i na pewno nie tych najtańszych. Uśmiechnąłem się sam do siebie na myśl, że jeszcze niedawno przeklął bym się za tak dobrą znajomość mugolskiego sprzętu. Włączyłem podgląd i w końcu zobaczyłem  twarz tajemniczej nieznajomej. Tyle, że gdy spojrzałem w ekran ona już nie była nieznajomą. Z aparatu spoglądała na mnie smutna twarz Hermiony Granger. Na kolejnym zdjęciu całowała się Weasley’em. Cała scena musiała mieć miejsce najwyżej kilkanaście minut temu, bo w tle rozpoznałem pobliską altanę, a Granger miała na sobie czerwoną sukienkę, którą widziałem.
 
Przypomniałem sobie koniec siódmego roku, gdy zaczynało się między nami rodzić coś więcej. Jednak ona była z Wieprzlejem, a ja z Astorią, więc nic nie mogło się wtedy stać.

Nie rozgrzebując dalej przeszłości, wziąłem aparat i poszedłem ścieżką, którą chwilę wcześniej szła Hermiona. Jak się okazało wiodła ona do jednej z głównej ulic. Znów to samo. Gdy tylko wyszedłem zza drzew, zobaczyłem skrawek czerwonej sukienki znikającej za rogiem budynku.  Mogłem biec, ale to i tak nic by nie dało, ponieważ ja byłem na początku ulicy, a ona już skręciła w inną i mimo wysokich obcasów poruszała się dość szybko.  Przewiesiłem więc aparat przez ramię i  ruszyłem w swoją stronę zapisując w myślach, że muszę spotkać się z Blaise’m, który spotyka się z Wiewiórą, która na pewno miała jakiś kontakt z Granger.
Wróciłem wieczorem do domu i odłożyłem aparat na półkę. Obok leżała kartka, którą dostałem kilka dni wcześniej. Nott stwierdził, że dawno się nie spotykaliśmy  w „Hogwardzkim” jak to określił towarzystwie i zaprasza wszystkich na grilla. Uznałem, że czemu nie. Ostatnio i tak poza pracą nic nie robiłem, więc to była idealna okazja by się rozerwać. 
W ten oto sposób kilka dni później wylądowałem w centrum magicznego Londynu.  Jak się okazało Blaise i Wiewióra również tam byli. Tak jak i połowa naszego rocznika. Ciepły wieczór i Ognista sprawiły, że wreszcie oderwałem się od pracy i świetnie się bawiłem. W pewnym momencie usłyszałem jak Ruda opowiada coś Brown i Parvati.
- Ron ten idiota zaprosił ją do parku. Nawet róże jej przyniósł. Hermiona wzięła ze sobą aparat, bo myślała, że cały dzień spędzą włócząc się po mieście, a wiecie jak ona uwielbia robić zdjęcia.  – opowiadała.
Reszta dziewczyn ekscytowała się jej opowieścią, ale mi coś nie pasowało. Po pierwsze wtedy w parku była sama, a poza tym, z jej sylwetki bił taki… smutek?
- I potem mój pozbawiony mózgu brat poprosił jakiegoś przechodnia żeby zrobił im zdjęcie. Wiecie, słodka fotka, całują się, w tle park. Ale jak się później okazało to był pocałunek na pożegnanie. Zaraz po tym poszedł na randkę z inną i nawet się z tym nie krył. Hermiona była tak załamana, że z tego wszystkiego zostawiła ten aparat na ławce.
Gryfonki i kilka Ślizgonek, które przyszły w trakcie opowieści, pomstowały nad całym męskim rodem, a ja uznałem, że muszę pogadać z Ginny na osobności.

Chwilę później, gdy Weasley szła w stronę Zabiniego, zagrodziłem jej drogę.
- Byłem wtedy w parku – stwierdziłem spokojnie.
- Co? – Ruda wykazała się elokwencją.
- Mówię, że byłem wtedy w parku. Widziałem Granger ale jej nie dogoniłem, bo zniknęła mi z oczu.
Na twarzy Gryfonki pojawił się wyraz zrozumienia.
-Hermiona powinna tu za chwilę być, więc będziesz miał okazję by oddać jej aparat.
Kiwnąłem tylko głową i pozwoliłem jej przejść. Ruszyłem w stronę jeziora, gdy usłyszałem głos Rudej.
- Nie zmarnuj tego tym razem.
Obróciłem się zdziwiony, lecz ona już podeszła do Blaise’a i teraz opowiadała mu coś ze śmiechem.
Usiadłem na piasku i znów wspomniałem siódmy rok. Jak to się stało, że przez tyle lat nie wracałem do tego co mogło między nami być, a teraz w ciągu kilku dni robię to już kolejny raz?
Moje rozmyślania przerwała mi głos wiewióry. Podeszła do mnie i zauważyłem jak starsza Gryfonka  nagle zesztywniała.
-Okazało się, że Malfoy był wtedy w parku i cię widział, tylko nie zdążył cię dogonić, a potem zniknęłaś mu w tłumie. Tak czy inaczej on ma twój aparat.
Hermiona spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Naprawdę? – w jej głosie pojawiła się radość. Ja nie odpowiedziałem, tylko znów kiwnąłem głową, za to na jej ustach pojawił się uroczy uśmiech, który dobrze znałem.
-Jeśli podasz mi adres jutro po pracy ci go podrzucę.
Hermiona skinęła głową i na małej karteczce zapisała mi swój adres, jak się okazało mieszkała blisko mnie.
Gdy następnego dnia podałem jej aparat, natychmiast usunęła zdjęcia Weasley’a. Na początku była zdenerwowana, z resztą ja też, ale z czasem czuliśmy się coraz swobodniej w swoim towarzystwie.
Spotykaliśmy się coraz częściej, czasem przypadkiem, czasem nie. Zakochałem się w niej i z jeszcze większą siłą uderzyło nas to, na co kila lat wcześniej nie mogliśmy liczyć. Tak zaczęła się nasza bajka, która nadal trwa.

czwartek, 24 lipca 2014

Walka o szczęście II



Mam nadzieję, że wybaczycie tak duże opóźnienie. Na swoje wytłumaczenie mam tylko tyle, że laptop odmówił współpracy, a nie miałam innego sposobu by dodać kolejną część. Mam nadzieję, że się spodoba :)

Hermiona
Leżałam w łóżku zupełnie pozbawiona sił.  Nie pamiętałam jak się tu znalazłam, a to oznaczało kolejny atak. Łzy popłynęły mi po policzkach. Pewnie znów nawymyślałam Teo, a on mimo tego starał  się mi pomóc. Słyszałam jak kręci się po kuchni.  Słońce było schowane za drzewami, więc uznałam, że przygotowuje kolacje. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym tylko o tym jak bardzo go ranię. W dniu ślubu żadne z nas nie wiedziało jakie skutki może wywołać to zaklęcie.  Inaczej nigdy nie zgodziłabym się by Teodor był ze mną związany do końca życia.  Gdyby nie ten ślub może zawiązałby się z inną kobietą i byłby szczęśliwy.  Ze mną nie mógł liczyć na prawdziwą radość. Nie mogłam dalej niszczyć go związkiem ze mną. Musiałam odejść.
Po jakimś czasie zmęczona łzami i własną bezsilnością znów zasnęłam, a gdy się obudziłam Teo siedział obok mnie. W jego oczach widziałam miłość. Spoglądał na mnie tak jak na początku naszego związku.  Jakby od tamtego dnia nic się nie zmieniło.  A przecież zaszło wiele zmian. Podniosłam się lekko i przytuliłam do niego.  Poczułam zapach który zawsze mnie uspokajał. Pachniał mieszanką mięty, gorzkiej czekolady i czegoś czego nie potrafiłam określić.  Przekręcił głowę w moją stronę i lekko pocałował mnie w czoło. Widziałam, że przez to mówi,  że wszystko będzie dobrze. Po chwili oderwał usta od czoła i zaczął scałowywać łzy, które znów płynęły po moich policzkach. Gdy dotarł do ust przeszedł mnie dreszcz. Przez ataki dawno się nie kochaliśmy. Zawsze przychodziły w najmniej odpowiednim momencie. Dłońmi poszukałam guzików jego koszuli i powoli zaczęłam je rozpinać. Teodor przez chwilę się zawahał, lecz wystarczyło, że szepnęłam 'proszę' i znów obdarowywał mnie pocałunkami. Lekko przejechałam paznokciami po jego torsie i uśmiechnęłam się słysząc westchnienie. Chwilę później wróciła  świadomość, że z mojego własnego wyboru jest to nasz ostatni raz.  Mimowolnie w moich oczach znów pojawiły się łzy, a mimo to z jeszcze większą czułością go całowałam.

Teodor
Może to było egoistyczne, ale wtedy się nad tym nie zastanawiałem. Oboje potrzebowaliśmy tej bliskości. Nie rozumiałem tylko dlaczego Hermiona wciąż płacze, ale nie chciałem się nad tym zastanawiać.  Nie w tamtej chwili. Tym razem było inaczej niż zwykle. Czule i namiętnie ale też powoli, nie śpieszyliśmy się, napawaliśmy się swoją bliskością, a jednak było czuć smutek. Po wszystkim leżeliśmy wciąż objęci. Żadne z nas się nie odzywało. Słowa były niepotrzebne.

Hermiona
Gdy się obudziłam słońce powoli wyłaniało się zza drzew.  Z szafki nocnej wyciągnęłam kartkę i długopis. Napisałam kilka zdań. Spojrzałam na śpiącego Teo i jednym ruchem różdżki sprawowałam swoje rzeczy do walizki i po cichu wyszłam.   Gdybym została choć chwilę dłużej nie potrafiłbym go tak po prostu zostawić.
Pod domem spojrzałam na mapę i teleportowałam się w pierwsze miejsce nad morzem jakie rzuciło mi się w oczy.
Było pięknie. Poranne słońce oświetlało niewielki drewniany domek. Od razu poznałam to miejsce, przyjeżdżałam tu co roku w odwiedziny do babci. Jako dziecko uwielbiałam bawić się na plaży, lepić zamki z piasku, budować rzeźby. Nigdy nie było tu dużo ludzi, ale teraz wioska wydawała się wyludniona.  Podeszłam do płotu i delikatnie otworzyłam furtkę, która wyglądała jakby najmniejszy dotyk mógł sprawić, że rozleci się w proch. Przez zakurzone okna nie było widać wnętrza. Dobrze wiedziałam, gdzie zawsze chowany był klucz, dlatego już po chwili wygrzebywałam go ze stosu suchego drewna przygotowanego do palenia.

Teodor
Obudziły mnie promienie słońca, padające mi na twarz. Przeciągnąłem się lekko i chciałem obudzić Hermionę pocałunkiem, ale dałem sobie sprawę, że jej nie ma. Zdziwiony zszedłem na dół. Gdy jej tam nie znalazłem wróciłem do sypialni myśląc, że być może poszła na spacer i zostawiła mi kartkę, ponieważ nie chciała mnie budzić. Kiedyś zdarzało się to często, dlatego poczułem ulgę, kiedy na szafce nocnej znalazłem papier. Jednak to co na niej napisała sprawiło, że niepokój znów powrócił.

Proszę nie szukaj mnie.
                      Kocham Cię, Hermiona

Nie wiedziałem co powinienem zrobić, ale jednego byłem pewien. Muszę ją znaleźć.


Hermiona
Nie miałam pojęcia jak to się stało. Byłam sama, czytałam książę na plaży i nagle pojawił się On. Serce zaczęło mi szybciej bić.
- Prosiłam żebyś mnie nie szukał.
- Kocham cię i będę cię kochać czy tego chcesz czy nie. A to oznacza, że nigdy cię nie zostawię.
Niby zwykłe słowa, a poczuła, że wszystko się ułoży, że przed nami lepsza przyszłość. I wiecie co? Udało się. Ataki pojawiały się coraz rzadziej, aż w końcu zniknęły. Wszystko to dzięki małej istotce rozwijającej się pod moim sercem. Nawet w czarnej magii istnieją luki pozwalające na szczęście.