czwartek, 5 czerwca 2014

Alive Memory

Ponad miesiąc nic nie dodałam. Przez ponad miesiąc nic nie napisałam. Nic potterowskiego. Mam wrażenie, że to co piszę jest pozbawione uczuć, a przez to niepełne. Mam nadzieję, że to się zmieni i pod koniec miesiąca dodam Teomione, które jest w trakcie tworzenia. Na razie zostawiam was z czymś kompletnie nie potterowskim. Pisane w ramach zadania na angielski. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą długą przerwę ;)



Młody mężczyzna podniósł się ciężko z czegoś co imitowało łóżko, słysząc głośny gwizd, sygnał pobudki. Z wstrętem spojrzał na twarde deski i z bólem się przeciągnął. Każdy mięsień zaczął drgać mu z wysiłku. Dookoła niego inni więźniowie ledwo zwlekli się z desek i jak każdego ranka odnaleziono kilka osób, które nie przeżyły nocy. Karol jak co dzień rozpoczął szybką modlitwę. Codziennie prosił Boga, by wojna wreszcie się skończyła, by wreszcie byli wolni. Każdy kolejny dzień w obozie był coraz cięższy. Rano kilka łyków płynu udającego kawę, która miała dodać im energii do pracy, a na obiad wodnista woda z obierków i resztek, z różnego rodzaju robakami na dnie. Przez resztę dnia musieli ciężko pracować. Jedzenie jakie dostawali raczej oszukiwało żołądek niż dodawało sił. Z każdym kolejnym dniem wszyscy mieli jej mniej. Słabsi umierali po kilku dniach, silniejsi wytrzymywali maksymalnie kilka miesięcy. Nadziei, że kiedyś to się skończy też było coraz mniej, ubywało jej po każdym apelu i widoku dymiących kominów. Jednak Karol miał jeden powód, który pozwalał mu przeżyć kolejne dni. Klara. W chwilach ostatecznej rozpaczy powtarzał to imię jak mantrę, wierząc, że dzięki niej przetrwa. Myśl o niej była jedyną pociechą w czasie wykańczającej pracy, długich, monotonnych apeli, bezsennych nocy pełnych bólu, podczas których w myślach przeprowadzał z nią setki rozmów. Karol nadal doskonale pamiętał dzień, w którym ją poznał.

 Był to wyjątkowo słoneczny dzień, jeden z pierwszych, naprawdę ciepłych tej wiosny. Wraz z przyjaciółmi spędzał wolne przedpołudnie na rynku. Nagle z jednej z brukowanych uliczek wyszła ona. Dziewczyna o lśniących brązowych włosach, opadających falami na ramionach i perlistym śmiechu. Poruszała się z gracją, a jej sylwetka promieniowała szczęściem.
Szła chodnikiem, ze śmiechem opowiadając coś przyjaciółce, a jej prosta sukienka w kwiaty powiewała lekko na wietrze. Gdy obie kobiety przechodziły obok nich, Klara upuściła torebkę, w której czegoś szukała. Młody mężczyzna pochylił się, pomagając jej zbierać porozrzucane rzeczy. Rozejrzał się dookoła i wtedy ich spojrzenia się spotkały. Miała piękne oczy. Duże, brązowe, spokojne. Klara podziękowała mu z lekkim uśmiechem za pomoc i ruszyła za przyjaciółką.
Kolejnego dnia znów na siebie wpadli. Ona właśnie wychodziła z kawiarni, a on wracał z pracy.
Wyglądała jeszcze piękniej niż poprzedniego dnia. Jej włosy w słońcu lśniły złotymi refleksami, a usta były wykrzywione w lekkim uśmiechu. Powitali się skinięciem głowy i każde ruszyło dalej w swoją stronę. Takie przypadkowe spotkania zdarzały się coraz częściej, aż w końcu przestały być przypadkowe.

Karol stanął w szeregu – rozpoczął się apel. Starał się stać w bezruchu, jednak bolące mięśnie na to nie pozwalały. W dodatku żołądek domagał się jedzenia i musiał z całych sił strać się nie dopuścić by burczał. W końcu każda niesubordynacja i zakłócanie apelu były srogo karane. Spojrzał w dół na postrzępiony pasiak. Z każdym dniem  jego skóra robiła się coraz bardziej przeźroczysta, a kości coraz lepiej widoczne. Jego stan i tak był dobry w porównaniu do tego, co działo się z Klarą. Nie dość, że taka ilość pożywienia była dla niej zdecydowanie zbyt mała, to jeszcze eksperymenty dodatkowo ją wykańczały.
Gdyby tylko mógł, oddałby jej swój przydział. Dałby się zabić, jeśli dzięki temu ona byłaby wolna. Nie chciał patrzeć na to, jak każdego dnia coraz bardziej znika, zamyka się w sobie. Tęsknił za nią, za jej śmiechem, zapachem, głosem. Zdarzały się chwile, że widział ją przez płot, jednak były zbyt krótkie i sprawiały, że brakowało mu jej jeszcze bardziej.
Często stała kilka metrów od niego. Była na wyciągnięcie ręki. Tak bardzo chciał ją wtedy pocieszyć, powiedzieć, że niedługo to wszystko się skończy. Zrobić cokolwiek. Widział jej oczy, smutek i ból czający się na twarzy i nie potrafił myśleć o niczym innym, jak o tym by wziąć ją w ramiona i nie pozwolić więcej cierpieć. Niestety dzieliła ich bariera. Był nią płot z drutu – niby łatwy do pokonania, a stanowił przeszkodę nie do przebycia. Wiedział, że jeśli tylko by spróbował to zginąłby nie tylko on, ale również kilku niewinnych ludzi, by pokazać innym, że nie warto ryzykować.
Podział do kolumn pracy przywrócił go do rzeczywistości. Karol musiał uważać, by nie dawać powodów do ukarania go. W końcu miał dla kogo żyć. Wraz z innymi ruszył posłusznie, by rozpocząć kolejny wypełniony ciężką pracą dzień.


Klara stała w jednym z baraków wraz z grupą innych kobiet w różnych wieku – od małych dziewczynek po staruszki. Wszystkie były przerażone i wiek nie miał na to wpływu. Nie miały pojęcia co się z nimi stanie. Rozglądały się przerażone po pomieszczeniu, w którym znajdowały się dziwne przedmioty.
Nagle do pomieszczenia wszedł mężczyzna ubrany w elegancki mundur SS i wysokie, błyszczące oficerki. Spojrzał na nich przelotnie i podszedł do innego mężczyzny, który ich tu przeprowadził. Te jedno spojrzenie wystarczyło. Było w nim tyle chorej fascynacji, że wszystkie zrozumiały, że poddadzą ich eksperymentom. Tak zaczął się jej pierwszy dzień w obozie.

To wspomnienie nawiedzało ją co noc. Ten pierwszy dzień był najgorszy.
Z każdego kolejnego pamiętała coraz mniej i nie wiedziała czy powinna się z tego cieszyć czy tym martwić. Jedyne co przewijało się w jej niejasnych wspomnieniach to ból i przerażenie. Jednak jedno wryło jej się głęboko w pamięć.
Na zewnątrz było jeszcze ciemno, a chłód przedzierał się przez mury. Kilka godzin wcześniej była poddana kolejnemu brutalnemu eksperymentowi. Szybko zasnęła na chłodnej podłodze, bo nie miała nawet siły by doczołgać się do ‘łóżka’. Gdy się obudziła ból rozsadzał jej czaszkę i musiała walczyć z mdłościami. Słyszała ciche jęki innych kobiet, które także cierpiały po szaleńczych eksperymentach Carla Clauberg’a. W jej myślach krążyła jedna myśl: „Jak długo jeszcze będę w stanie to znieść?” I właśnie wtedy to zobaczyła. Bezwładne ciała koło latryny. Leżały jedne, na drugim i przypomniały raczej szkielety niż ludzi. Pustymi oczami wpatrywały się wciąż przed siebie, a gnijące ciała, po których przechadzały się różnego rodzaju robaki, wydzielały zapach nie do zniesienia. Nie potrafiła wykonać żadnego ruchu, była sparaliżowana ze strachu. Wiedziała, że jeszcze kilka dni temu z częścią z nich rozmawiała, opowiadały o swoich rodzinach, które czekają na ich powrót. Pod powiekami poczuła łzy, których nie było zbyt wiele z powodu wycieńczenia. Była pewna, że nigdy nie pozbędzie się tego widoku ze swojej świadomości, że do końca życia będzie prześladował ją w snach. Następnego dnia było jeszcze gorzej. Jej rany jeszcze się nie zagoiły, a już powstały nowe. Wiedziała, że będzie ciężko, ale nie potrafiła spoglądać na swoje brudne ciało, po którym mimo wszystko wędrowały robaki.
Jednak wiara w to, że będzie lepiej dodawała jej sił. No i codziennie stawiała sobie cel – przeżyć jeszcze jeden eksperyment.

Miarowy stukot kół pociągu każdemu przypomniał, jak tu trafił. Klara znalazła się tu przez jedną z wielu łapanek organizowanych na ulicach jej miasta. Na początku każdy miał nadzieję, że jakoś uda mu się uciec, ale jak tylko zobaczyli bydlęce wagony, wypełnione ludźmi, każdy tracił optymizm. Każdy wagon był tak bardzo wypełniony, że niemożliwe wydawało się wciśnięcie jeszcze jednej osoby, ale Niemcom się to udawało. Małe dzieci płakały, a matki próbowały je uspokoić choć same były przerażone. Na zewnątrz był środek lata, a w wagonie z powodu tak dużej ilości osób było co najmniej kilkanaście stopni więcej. Panował taki ścisk, że zmiana pozycji była niemożliwa. Nikt nawet nie zwracał uwagi na latające muchy, a karaluchy spacerujące po podłodze były zupełnie normalne. Gdy zatrzymali się na peronie wszyscy się ożywili, na nowo odrodziła się nadzieja na ucieczkę. Zostali wyprowadzeni z wagonów, po czym bijąc ich i poganiając kazano ustawić się w szeregu. Brutalnie pozbawiono ich rzeczy osobistych, jednak w obawie o swoje życie nikt się nie odzywał. Małe dzieci nawet nie płakały, bojąc się, że zostaną ukarane. Część osób została odprawiona na bok. Reszta przeszła kwarantannę -  fotografowano ich, a następnie nadano numery. Jako ubrania dostali bieliznę i cienkie pasiaki, które niezależnie od pory roku miały ‘chronić’ ich od deszczu, słońca, mrozu. Tak zaczął się ich koszmar.

Każdego dnia pracy Karol widział dym unoszący się nad obozem i ten charakterystyczny zapach, którego był pewien, że nie zapomni do końca życia. Zapach palonych ludzkich ciał. Wszyscy więźniowie byli przesiąknięci tym zapachem i nie było sposobu by się go pozbyć. Po częstotliwości wydobywania się dymu z komina można było rozpoznać kiedy był ostatni transport.
Gdy był dawno dym można było zaobserwować głównie koło południa i miał słaby zapach. Jednak, kiedy przyjeżdżał nowy transport bywały dni, że dym unosił się cały dzień, a jego zapach był tak mocny, że nie dało się tego wytrzymać. W takie dni zawsze było ciszej, jakby więźniowie oddawali niemy hołd zmarłym.
Mimo wszystko, nikt nie chciał by się tam znaleźć. Musieli wykonywać ciężką pracę, ale mieli nadzieję na wyzwolenie. Mieli nadzieję, że kiedyś będą wolni i wrócą do osób czekających na nich na wolności.


Nagle, tak z dnia na dzień pojawiła się plotka o tym, że wojna dobiega końca, że być może za niedługo zostaną uratowani. Ta wiadomość ożywiła wszystkich. Niebyło osoby, która by nie znalazła więcej siły do pracy, motywacji by nie stawiać się SS-mannom. Ciężko chore osoby znajdowały nadzieję, na wyzdrowienie. Nagle wydawało się, że słońce jaśniej świeci, a dni są jakieś cieplejsze. Mimo stycznia, nie było mrozów, a słońce świeciło każdego dnia, co dodatkowo sprawiało wrażenie wyjątkowości. Jakoś tak wszyscy przestali martwić się o przyszłość, o to czy przeżyją. We wszystkich wstąpiła nowa nadzieja.
Z kominów przestał wydobywać się dym, a Niemcy pilnujący więźniów przy pracy pozwalali na więcej. Nie karali już tak ostro jak zazwyczaj i nie nadzorowali tak dokładnie każdej pracy. Nawet lekarze zaprzestali swych eksperymentów. Bardziej byli zajęci innymi sprawami, niż pilnowanie więźniów. Jak widać, na każdego wpłynęła myśl, że w krótce główna brama zostanie otwarta na zawsze.

Pewnego dnia wybrano kilkaset osób, które w szeregu wyruszyły przed siebie. Na początku zapanowało przerażenie. Czyżby plotki okazały się jednak nie prawdziwe? Czy jednak wojna nadal trwa? Nikt nie wiedział, co ten marsz oznacza. Jednak szybko pojawił się nowa pogłoska. Wszyscy mówili, że w ten sposób Niemcy pozbywają się świadków.
Od kilku dni nie odbywały się już apele. Na początku były coraz krótsze, aż w końcu zupełnie zaprzestano ich zwoływania. Każdy z tych argumentów przemawiał za końcem wojny i był to powód, z którego cieszył się każdy więzień, mimo, że nikt nie wiedział, dokąd dążą ‘kolumny śmierci’.


Koniec.                       To wreszcie koniec.           Są wolni.
Karol po raz pierwszy od wielu dni czuł, że będzie lepiej. Nadzieja, którą już tracił, znów w nim odżyła. Wszyscy stali sparaliżowani. Nie wiedzieli co mają robić. Nie wierzyli, że tak po prostu mogą iść, że nikt ich nie ukarze.
Pośród nieprzeniknionej ciszy  panującej na rozległym placu rozległ się śmiech. Nie był to zwykły, radosny śmiech. Był on tak histeryczny i pełen bólu, że wszystkich przeszły dreszcze.
Nagle ktoś ruszył do przodu i wszyscy zaczęli biec przed siebie. Jedni wpadali na innych , zapanował nieopisany chaos. Każdy chciał jak najszybciej zostawić za sobą to miejsce, w którym tyle wycierpieli. Silniejsi pomagali tym, którzy nie mieli sił by iść. Małe dzieci nie rozumiały co się dzieje i rozglądały się przerażone. Te urodzone w niewoli nigdy nie słyszały jeszcze takie hałasu i ożywienia.
Karol szybko dotarł do Klary. Nie przeszkadzały mu w tym płoty, ani inni ludzie, poszukujący bliskich. Wreszcie po tylu miesiącach mógł ją przytulić, pocieszyć. Czuł się szczęśliwy.  Mimo zmienionego wyglądu, poznał ją od razu. Wtedy jego radość zmieniła się w strach. Wziął ją na ręce i przeraził się czując jaka była lekka.  Była zbyt słaba by zrobić cokolwiek więc bezwładnie opadła w jego ramiona. Modlił się by przeżyła. Ruszył wolno powtarzając wciąż swe błagania.
Mężczyzna nie mógł patrzeć na wychudzone kobiety nie mające siły by iść. Chciał im pomóc, ale dla jego wycieńczonego organizmu , Klara była  już wystarczającym obciążeniem. Miała niezdrowe rumieńce i co chwilę traciła przytomność. Na pewno miała też gorączkę i ciągle powtarzała niezrozumiałe dla niego słowa. Karol starał się iść jak najszybciej, wiedział, że ona potrzebuje natychmiastowej pomocy, ale z każdym krokiem tracił siły. Nagle potknął się o coś i upadł. Prosto w kałużę powstałą z roztopionego śniegu.  Nie miał pojęcia ile czasu leżeli na zimnej ziemi, ale żadne z nich nie miało siły by ruszyć dalej.  Powoli przestawał czuć stopy i obawiał się, że nie uda im się dotrzeć do najbliższej wioski. W końcu Karol podniósł się ciężko, wziął Klarę na ręce i ruszył dalej. Szedł wolno, co chwilę się zatrzymując, ale najważniejsze było, że w ogóle idzie.
W oddali widać było jakieś domy i to dodało mu sił. Nim dotarł do pierwszego z nich minęła co najmniej godzina. Zatrzymał się przy płocie modląc się, by ludzie z tego domu im pomogli. Po chwili wyszedł mężczyzna i już chciał coś powiedzieć, ale widząc ich stan, wprowadził ich do niewielkiej kuchni. Była ona zapełniona już osobami w niewiele lepszym stanie od nich. Tak wspaniale było po tylu miesiącach usłyszeć język polski. Brzmiał on jak najwspanialsza pieśń.
W kuchni wszyscy leżeli nieruchomo na prowizorycznych łóżkach, a wokół krzątało się kilka osób starając się im pomóc. W powietrzu unosił się zapach krwi i gnijących ran.
Karol oddał Klarę w czyjeś ręce, a sam usiadł pod ścianą ciężko oddychając.  Serce biło mu jak szalone  nie potrafił się uspokoić. Przymknął oczy i znów powrócił do wspomnień. Był to najlepszy sposób by zapomnieć o bólu. Po chwili zaczął cicho nucić piosenkę, którą przed wojną często śpiewała Klara. Kojarzyła mu się ze szczęściem, wolnością i bezpieczeństwem. Mimo to wciąż słyszał okrzyki bólu i nerwowe szepty pomagających.
Nagle rozległ się głos, który dobrze znał. Był on przepełniony bólem i cierpieniem. Natychmiast otworzył oczy i kuśtykając znalazł się przy niej.
 Lekko ścisnął jej dłoń i ich oczy znów się spotkały. Wiedział. Wiedział, że dla nich nie ma już przyszłości, że zaraz wszystko się skończy nim tak naprawdę się zaczęło. W tym krótkim spojrzeniu przekazała mu wszystko. Miłość, strach, ból, ale jednocześnie prośbę by on żył dalej. Bez niej. Zaraz po tym zamknęła oczy, a jej dłoń opadła bezwładnie. W tym momencie wolność straciła sens. Wciąż zadawał sobie pytania. Dlaczego on przeżył, a ona nie? Jak ma bez niej żyć? Czy kiedykolwiek będzie w stanie zapomnieć choć trochę o tym co przeżył? Czy wolność, bez Klary ma sens? I czy kiedykolwiek minie ten rozdzierający ból, który teraz czuje?  Pytania, na które nie znał odpowiedzi kłębiły się w jego umyśle. Wiedział, że musi znaleźć na nie odpowiedź.

Karolowi powrót to rzeczywistości – wolnej rzeczywistości zajął kilka miesięcy. Było ciężko. Nic nie mogło sprawić by zapomniał choć część tego co przeżył. Na początku nie potrafił odnaleźć sensu w czymkolwiek. Jednak pewnego dnia uświadomił sobie, że Klara chciała, żeby on żył. Chciała, żeby chociaż on był szczęśliwy. Wtedy odnalazł nowy sens swojego życia. Musiał sprawić by nikt nie zapomniał o ludziach, którzy zginęli w obozie. By pamięć o nich wciąż była żywa.

8 komentarzy:

  1. Niesamowite.
    Daje dużo do myślenia.
    Świetnie napisane.
    Teraz brak mi już słów.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest wspaniałe, płaczę czytając końcówkę, naprawdę umiesz przekazać emocje.
    Obóz i to co ludzie codziennie tam przeżywali... sama myśl o tym napawa mnie strachem.
    Naprawdę jestem pod wrażeniem tego co napisałaś.
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne.
    Cudowne.
    Czytają tą miniaturkę przez cały czas miałam na ciele dreszcze. Genialnie wszystko opisałaś. Zabrakło mi słów.

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miniaturka napisania z takimi emocjami...! ;.;
    Bardzo trafna, gdyż jeszcze przedwczoraj odwiedzałam Oświęcim wraz z klasą na wycieczce szkolnej i poznawałam działania Niemców na Polakach/Żydach/Cyganach w obozie koncentracyjnym. Straszne rzeczy się tam działy... Gdy zobaczyłam te buty, włosy, zabawki dzieci, pierwszym co chciałam zrobić to wyjść stąd jak najszybciej. Większość dziewczyn z mojej grupy płakały, jednak ja się nie przemogłam, choć czułam w sercu taką nienawiść do Niemców... A co najlepsze? Widziałam tam ludzi z różnej narodowości, ale żadnego Niemca -.-'

    No nic, pozostaje mi życzyć weny i pozdrowić xd (Nadal czekam na Sevmione! :D)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy dasz kolejna miniaturke? TESKNIMY...

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę szczera, najpierw nie zajrzałam tu bo miałam kilka przedmiotów to zaliczenia i ciągle się uczyłam, dzisiaj znalazłam czas, zaczęłam czytać, w drugim akapicie się popłakałam, a przy piątym czy szóstym, gdy Klara mówi o tych kobietach z którymi jeszcze nie dawno rozmawiała to wyłączyłam całego bloga.... Nie potrafiłam tego skończyć. Czemu wszyscy piszecie takie smutne miniaturki czy opowiadania....
    Pozdrawiam i życzę weny na coś wesołego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, jakies szanse na miniaturke?...tesknimy za Twoimi tekstami

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej :) Też bardzo Cię przepraszam, że zaglądam dopiero teraz, ale zrobiłam dużą przerwę w blogowaniu. Szkoła, nauka i zajęcia dały mi lekko w kość - jak chyba większości:) - ale już nareszcie jest wolne <3
    Co do miniaturki... Piękna. Też niedawno byłam w Auschwitz i czytając Twoją miniaturkę ciągle miałam przed oczyma wszystkie zdjęcia tych ludzi, te włosy, mydła, ubrania, buty, pokoje i komory... Oddałaś to bardzo realistycznie. To wszystko jest takie przerażające.
    Miniaturka jest naprawdę piękna. Bardzo wzrusza i daje do myślenia. Mam nadzieje, że dzięki temu, że wieść o tych ludziach, eksperymentach i ogólnie metodach tak rozniosła się po świecie, że gdyby doszło do... nie chce pisać o wojnie, ale mam nadzieje, że gdyby doszło do czegoś większego, to takie sytuacje się już nigdy nie powtórzą.
    Czekam z wytęsknieniem na kolejną miniaturkę:D
    Pozdrawiam, czarna

    OdpowiedzUsuń