Tym razem przed Wami Dramione z dedykacją dla Mrs M. ;)
/nie zbetowana
To
był kolejny ciężki dzień w pracy w tym tygodniu, dlatego postanowiłem iść do
parku, zamiast wracać do pustego mieszkania. Usiadłem na pierwszej lepszej
ławce i zagłębiłem się w lekturze książki, którą akurat miałem przy sobie. Pewnie wiele osób zdziwiłoby się widząc mnie
czytającego „Carrie”, która przecież jest dziełem mugola. Nagle usłyszałem
czyjeś kroki, a zaraz po tym poczułem zapach frezji. Gdy podniosłem głowę znad
książki, za rogiem zniknęła dziewczyna w czerwonej sukience. Zdążyłem tylko
podziwiać zgrabną łydkę oraz powiewające brązowe włosy. Rozejrzałem i na jednej
z ławek zauważyłem aparat fotograficzny. Oglądnąłem się, poszukując
właściciela, ale wszystko wskazywało na to, że aparat zostawiła dziewczyna,
którą chwilę wcześniej widziałem. Usiadłem na ławce i wziąłem aparat do ręki. Z
tego co się orientowałem, był to jeden z nowszych modeli i na pewno nie tych
najtańszych. Uśmiechnąłem się sam do siebie na myśl, że jeszcze niedawno
przeklął bym się za tak dobrą znajomość mugolskiego sprzętu. Włączyłem podgląd
i w końcu zobaczyłem twarz tajemniczej
nieznajomej. Tyle, że gdy spojrzałem w ekran ona już nie była nieznajomą. Z
aparatu spoglądała na mnie smutna twarz Hermiony Granger. Na kolejnym zdjęciu
całowała się Weasley’em. Cała scena musiała mieć miejsce najwyżej kilkanaście
minut temu, bo w tle rozpoznałem pobliską altanę, a Granger miała na sobie
czerwoną sukienkę, którą widziałem.
Przypomniałem
sobie koniec siódmego roku, gdy zaczynało się między nami rodzić coś więcej.
Jednak ona była z Wieprzlejem, a ja z Astorią, więc nic nie mogło się wtedy
stać.
Nie
rozgrzebując dalej przeszłości, wziąłem aparat i poszedłem ścieżką, którą
chwilę wcześniej szła Hermiona. Jak się okazało wiodła ona do jednej z głównej
ulic. Znów to samo. Gdy tylko wyszedłem zza drzew, zobaczyłem skrawek czerwonej
sukienki znikającej za rogiem budynku.
Mogłem biec, ale to i tak nic by nie dało, ponieważ ja byłem na początku
ulicy, a ona już skręciła w inną i mimo wysokich obcasów poruszała się dość
szybko. Przewiesiłem więc aparat przez
ramię i ruszyłem w swoją stronę
zapisując w myślach, że muszę spotkać się z Blaise’m, który spotyka się z Wiewiórą,
która na pewno miała jakiś kontakt z Granger.
Wróciłem
wieczorem do domu i odłożyłem aparat na półkę. Obok leżała kartka, którą
dostałem kilka dni wcześniej. Nott stwierdził, że dawno się nie
spotykaliśmy w „Hogwardzkim” jak to
określił towarzystwie i zaprasza wszystkich na grilla. Uznałem, że czemu nie.
Ostatnio i tak poza pracą nic nie robiłem, więc to była idealna okazja by się
rozerwać.
W ten
oto sposób kilka dni później wylądowałem w centrum magicznego Londynu. Jak się okazało Blaise i Wiewióra również tam
byli. Tak jak i połowa naszego rocznika. Ciepły wieczór i Ognista sprawiły, że
wreszcie oderwałem się od pracy i świetnie się bawiłem. W pewnym momencie
usłyszałem jak Ruda opowiada coś Brown i Parvati.
- Ron
ten idiota zaprosił ją do parku. Nawet róże jej przyniósł. Hermiona wzięła ze
sobą aparat, bo myślała, że cały dzień spędzą włócząc się po mieście, a wiecie
jak ona uwielbia robić zdjęcia. –
opowiadała.
Reszta
dziewczyn ekscytowała się jej opowieścią, ale mi coś nie pasowało. Po pierwsze
wtedy w parku była sama, a poza tym, z jej sylwetki bił taki… smutek?
- I
potem mój pozbawiony mózgu brat poprosił jakiegoś przechodnia żeby zrobił im
zdjęcie. Wiecie, słodka fotka, całują się, w tle park. Ale jak się później
okazało to był pocałunek na pożegnanie. Zaraz po tym poszedł na randkę z inną i nawet
się z tym nie krył. Hermiona była tak załamana, że z tego wszystkiego zostawiła
ten aparat na ławce.
Gryfonki
i kilka Ślizgonek, które przyszły w trakcie opowieści, pomstowały nad całym
męskim rodem, a ja uznałem, że muszę pogadać z Ginny na osobności.
Chwilę
później, gdy Weasley szła w stronę Zabiniego, zagrodziłem jej drogę.
-
Byłem wtedy w parku – stwierdziłem spokojnie.
- Co?
– Ruda wykazała się elokwencją.
-
Mówię, że byłem wtedy w parku. Widziałem Granger ale jej nie dogoniłem, bo
zniknęła mi z oczu.
Na
twarzy Gryfonki pojawił się wyraz zrozumienia.
-Hermiona
powinna tu za chwilę być, więc będziesz miał okazję by oddać jej aparat.
Kiwnąłem
tylko głową i pozwoliłem jej przejść. Ruszyłem w stronę jeziora, gdy usłyszałem
głos Rudej.
- Nie
zmarnuj tego tym razem.
Obróciłem
się zdziwiony, lecz ona już podeszła do Blaise’a i teraz opowiadała mu coś ze
śmiechem.
Usiadłem
na piasku i znów wspomniałem siódmy rok. Jak to się stało, że przez tyle lat
nie wracałem do tego co mogło między nami być, a teraz w ciągu kilku dni robię
to już kolejny raz?
Moje
rozmyślania przerwała mi głos wiewióry. Podeszła do mnie i zauważyłem jak
starsza Gryfonka nagle zesztywniała.
-Okazało
się, że Malfoy był wtedy w parku i cię widział, tylko nie zdążył cię dogonić, a
potem zniknęłaś mu w tłumie. Tak czy inaczej on ma twój aparat.
Hermiona
spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Naprawdę?
– w jej głosie pojawiła się radość. Ja nie odpowiedziałem, tylko znów kiwnąłem
głową, za to na jej ustach pojawił się uroczy uśmiech, który dobrze znałem.
-Jeśli
podasz mi adres jutro po pracy ci go podrzucę.
Hermiona
skinęła głową i na małej karteczce zapisała mi swój adres, jak się okazało
mieszkała blisko mnie.
Gdy
następnego dnia podałem jej aparat, natychmiast usunęła zdjęcia Weasley’a. Na
początku była zdenerwowana, z resztą ja też, ale z czasem czuliśmy się coraz
swobodniej w swoim towarzystwie.
Spotykaliśmy
się coraz częściej, czasem przypadkiem, czasem nie. Zakochałem się w niej i z
jeszcze większą siłą uderzyło nas to, na co kila lat wcześniej nie mogliśmy
liczyć. Tak zaczęła się nasza bajka, która nadal trwa.