Gdy pojawi się ♪ proszę, żebyście kliknęli, a otworzy się Wam piosenka, którą śpiewa Blaise.
Niewielka, rudowłosa osoba wracała z pracy w myślach
dziękując, że ten dzień już się kończy. Ginewra Weasley pracowała jako
uzdrowicielka w Klinice Magicznych Chorób i Urazów św. Munga i dziś był jeden z
tych dni, kiedy tylko można pomarzyć o
wypiciu kawy. Niestety Ginny należała do osób, które bez napoju bogów nie
nadawały się do życia, a tym bardziej do pracy. Dziewczyna szła chodnikiem,
powłócząc nogami, gdy nagle coś czarnego z prędkością rakiety przebiegło jej
drogę, a ona upadałaby, gdyby nie silne dłonie, który chwyciły ją w talii.
Przestraszona uzdrowicielka nagle poczuła zapach, który rozpoznałaby nawet w
środku nocy w dziczy. Gwałtownie się obróciła i stanęła oko w oko z
ciemnoskórym byłym Ślizgonem. Szeroko się uśmiechnęła i rzuciła mu się na szyję.
-Co tu robisz? – zapytała.
-Przyjechałem na ślub Miony i Smoka. Kto by pomyślał, że
nasza Gryfoneczka tyle z nim wytrzyma…
-Oni jeszcze wszystkich zadziwią – zaśmiała się.
-Tak, w to nie wątpię – odpowiedział i przyjrzał się uważnie
rudowłosej.
Po kilku zdaniach zapadła krępująca cisza. Mimo, że byli
dobrymi przyjaciółmi, przed zakończeniem ostatniej klasy zaczęło się miedzy
nimi coś rodzić i właśnie teraz to ‘coś’ nie pozwalało im zadać żadnego
pytania, bez podejrzenia, że ma głębszy kontekst. W reszcie odezwała się Ginny.
-Może wpadniesz do mnie na kawę? - Blaise słysząc tą propozycję uśmiechnął się
lekko.
-Taka oferta wymiany informacji na temat naszych wspólnych
znajomych?
Ginny przybrała niewinną minę.
-Przecież wiesz, że ja nikogo nie obgaduję…
-Tak, wiem. Tylko zdobywasz newsy na jego temat – zaśmiał
się chłopak, widząc dziewczynę, udającą obrażoną, objął ją ramieniem.
-Przecież wiesz, że jestem uczynnym człowiekiem i chętnie
wymieniam się informacjami. Rudowłosa dźgnęła go lekko w bok i ze śmiechem ruszyli
przed siebie.
Gdy stanęli przed niewielkim ceglanym domem Ginny zaczęła
wyrzucać wszystko ze swojej torebki w poszukiwaniu kluczy. Tymczasem Zabini
stał obok, przyglądając się jej rozbawiony. Rudowłosa spojrzała na niego
poirytowana.
-Ty wredny Ślizgonie! – warknęła.
-Tak? – Blaise wyglądał jak uosobienie niewinności.
Weasley nie odezwała się, tylko
odebrała mu klucze, zastanawiając się jak mogła zapomnieć, że kilka minut
wcześniej dała mu je do potrzymania. Przekręciła klucz w zamku i zamaszystym ruchem
otworzyła drzwi. Przekraczając próg zachwiała się i gdyby nie silne dłonie,
które kolejny raz tego dnia poczuła na swojej talii, upadłaby. Staliby tak nie
wiadomo ile, gdyby nie któryś z sąsiadów, który właśnie w tym momencie
postanowił, że wszyscy muszą słuchać tego co on i puścił muzykę zdecydowanie
przekraczając dozwoloną ilość decybeli. Ginny chcąc zamaskować rumieniec, który
pojawił się na jej policzkach ruszyła do kuchni i przekrzykując radio udawała,
że nic się nie stało.
Blaise siedział wpatrując się w
kubek parującej herbaty oraz wsłuchując się w melodyjny głos rudowłosej. Powróciły
wspomnienia wszystkich chwil spędzonych wspólnie w Hogwarcie.
Chłopak podniósł wzrok na
dziewczynę, która była nieświadoma, że ktoś jej się przygląda.
Roześmiane, ciepłe oczy,
delikatne piegi, włosy, które co chwilę zakładała za ucho. Nie mógł dłużej z
nią przebywać ze świadomością, że gdyby nie jego głupia decyzja mógłby teraz z
nią być. Gwałtownie wstał i napotykając zdziwione spojrzenie Ginny rzucił, że
przypomniał sobie o ważnym spotkaniu i ruszył do drzwi. Weasley podreptała za
nim mówiąc coś, ale Blaise zupełnie nie mógł skupić się na słowach. W jego
głowie była tylko jedna myśl – nie zrobić nic, co mogłoby zniszczyć ich
przyjaźń. Nie zrobić nic czego oboje by żałowali.
Ginny wspięła się na palce chcąc
złożyć pocałunek na jego policzku, a on w tym samym momencie obrócił się tak,
że jej usta dotknęły jego i złączyły się w czułym pocałunku. Było za późno.
Rudowłosa oddała pocałunek lecz po chwili odsunęła się niepewnie.
-My… nie powinniśmy – szepnęła
-My… nie powinniśmy – szepnęła
-Tak… Będzie lepiej jeśli już
pójdę – odparł.
Ginny zamykając drzwi oparła
się o nie, wmawiając sobie, że było to jedyne słuszne wyjście
Hermiona Granger wraz ze swoją
rudowłosą przyjaciółką zatrzymały się przed klubem o intrygującej nazwie Beau Malheur. Zaraz po wejściu do środka
otoczyła je srebrna mgiełka oraz tysiące kolorowych refleksów. Ginny pociągnęła
przyszła pannę młodą w jeden z rogów Sali, gdzie czekały na nie Lavender, Luna
i Parvati. Od kąd ostatni raz się widziały minęło kilka miesięcy, więc
dziewczyny z piskiem rzuciły się sobie w ramiona, jednocześnie wymieniając się
najnowszymi plotkami. Po chwili obok nich pojawił się przystojny kelner i podał
każdej z dziewczyn drinka. Brown nie byłaby sobą, gdyby od razu nie zaczęła z
nim flirtować, jednak on z rozbrajającym uśmiechem stanął po środku półkola,
które tworzyły i pstryknął palcami. Wszystkie dziewczyny spoglądały na niego
jak zaczarowane oczywiście z wyjątkiem Hermiony, która wciąż oglądała się za
siebie.
-Miałam wrażenie, że widziałam…
- zaczęła, ale nie dane jej było powiedzieć kogo widziała ponieważ naprzeciwko
niej poruszający się w rytm muzyki kelner zaczął rozpinać koszulę. Na
policzkach Granger pojawiły się lekkie rumieńce. Mężczyzna hipnotyzował swoim
spojrzeniem i nie sposób było oderwać od niego wzorku. Nagle zerwał z siebie
koszulę i uwodzicielskim ruchem rzucił ją jednej z dziewczyn. Kilkanaście minut
później kelner stał już w samych bokserkach, jednak w tym momencie Hermiona po
raz kolejny zauważyła jasną czuprynę i gwałtownie wstała z krzesła. Szybkim
krokiem ruszyła w stronę narzeczonego, a gdy ujrzała również czarnoskórego
Ślizgona, rzuciła mu się na szyję. Przy okazji zarejestrowała, że Ginny nie
jest zdziwiona obecnością Blaisa. Cała czwórka chwilę rozmawiała, a potem
Hermiona pociągnęła Malfoya na parkiet. Gdy tylko tam dotarli rozpoczęli
taniec, w którym nie było miejsca dla kogokolwiek innego, odcięli się od
świata. Tymczasem Zabini również poprosił Gin do tańca i teraz szaleli z boku
przyciągając zaciekawione spojrzenia innych.
Kilka godzin później Hermiona i
Ginny wyszły z pulsującego życiem baru, na pustą, ciemną ulicę. Spacerowały
chwilę brukowaną alejką, aż doszły do miejsca, w którym nikt nie mógł zauważyć,
że się teleportują. Gdy były już w domu Weasley żadna z nich nie miała ochoty
iść spać, więc Ginny wyciągnęła z zamrażalnika pudełko lodów i wraz z dwoma
łyżkami w ręce ruszyła do salonu, gdzie czekała na nią Granger. Jak to zwykle
bywa z przyjaciółkami, jedząc lody zaczęły wymieniać się najświeższymi
plotkami.
-Lavender jak zwykle musiała
przyczepić się do pierwszego lepszego faceta jaki znalazł się na drodze… - z
oburzeniem stwierdziła Ginny.
Hermiona tylko się zaśmiała,
przypominając sobie minę Brown, kiedy kelner - striptizer do niej podszedł.
-Niech i ona ma coś z życia… -
westchnęła – Wierzyła, że Ron będzie z nią już zawsze.
-Jak widać, mój braciszek nie
nadaje się do stałych związków – prychnęła Ruda.
-W przeciwieństwie do pewnego
zabójczo przystojnego Ślizgona… - zaśmiała się Granger.
-Blaise jest inny – mruknęła
bez przekonania. – Nigdy niczego mi nie obiecywał. Poza tym Ron jest idiotą,
który nigdy nie przejmuje się potrzebami innych.
- Nie zmieniał tematu Gin.
Nadal go kochasz prawda?
Rudowłosa spojrzała poważnie na
przyjaciółkę jednocześnie wzruszając ramionami.
-Sama nie wiem co czuję Miona…
No stary, nieźle wpadłeś –
stwierdził Malfoy popijając drinka.
Ciemnoskóry spojrzał na niego
poirytowany.
-O co ci znowu chodzi –
warknął.
-Z daleka widać, że nadal coś
do niej czujesz… Ucieczka nic ci nie dała.
-Wcale nie uciekałem – odrzekł
wzburzony Zabini.
-A kto przed wyjazdem
powtarzał, że jeśli zostanie to skrzywdzi wiewióreczkę? – prychnął –Zabini nie
odpowiedział tylko ruszył w stronę parkietu wypełnionego tańczącymi osobami.
Draco westchnął i ruszył za przyjacielem, by pilnować, żeby nie zrobił czegoś,
czego potem by żałował.
Za równo Malfoy jak i Blaise
stanowili dla kobiet w klubie atrakcję. Było dużo przystojnych mężczyzn, ale
dwóch Ślizgonów zdecydowanie wyróżniało się urodą, toteż po chwili obok nich
pojawiła się grupka czarownic marzących by przetańczyć z jednym z nich choć
jeden taniec. Po chwili wspólnego kołysania się w rytm muzyki, Zabini podszedł
do jednej z dziewczyn. Wysoka blondynka z pewnym siebie wyrazem twarzy była
kompletnym przeciwieństwem Ginny i o to właśnie chodziło. Chciał spędzić ten
wieczór nie myśląc o rudowłosej Gryfonce.
Zabini zaproponował dziewczynie
drinka, a gdy tylko znaleźli się przy barze, ta zaczęła mówić jak najęta.
-Od razu wiedziałam, że masz
gust, nie zadowalasz się byle czym. Tamte dziewczyny nawet się do mnie nie
umywały. Te ich niezgrabne ruchy, rozmazany makijaż…
Chłopak pozwolił jej mówić,
podczas gdy on przyglądał się jej twarzy. Z pozoru wydawała się ładna, lecz z
bliska widząc chłodne oczy bez wyrazu, idealnie ułożone włosy i grymas, który
imitował uśmiech, natychmiast przed oczami stanęła mu przed oczami inna twarz –
roześmiana, wesoła, z ciepłymi oczami i zawsze rozczochranymi rudymi włosami.
-Przepraszam – przerwał wywód
dziewczyny w pół zdania i nie zważając na jej oburzenie odszedł.
Następnego dnia rano Malfoy i
Zabini stali ze świeżymi bagietkami i bez przerwy pukali w drzwi, czekając aż
ktoś im otworzy. Już mieli potraktować je z zaklęcia, gdy otworzyła im zaspana
Hermiona.
-Od kiedy Ślizgoni to takie
ranne ptaszki co? Musiało wam się zebrać na wczesne wstawanie akurat dziś?!-
narzekała.
- Przybywamy w pokoju – Malfoy
wybuchnął śmiechem.
- Proponujemy wam szybkie,
smaczne śniadanie, a wy co? Odrzucanie bezlitośnie naszą propozycję – westchnął
teatralnie Blaise.
- Nie obijać się tylko jeść! –
wydał rozkaz, widząc Ginny, która układała się właśnie na kanapie by
kontynuować sen.
Na rudowłosej nie zrobiło to
żadnego wrażenia, więc Blaise musiał użyć specjalnych środków – podstawił jej
pod nos kubek parującej kawy. Weasley natychmiast otworzyła oczy i z uśmiechem
sięgnęła po napój.
Gdy wszyscy już zapełnili
żołądki Malfoy i Zabini oznajmili, że mają kolejną niespodziankę.
Obydwaj stanęli w pozach do
złudzenia przypominających mugolskie hostessy.
-Drogie panie! Dzisiaj
zapraszamy was na….
-Wspaniały piknik na łonie
natury!
Obie dziewczyny wybuchły
śmiechem widząc ten mini pokaz poczym ruszyły przygotować się na wyprawę.
Ginny nie pamiętała kiedy
ostatni raz jeździła na rowerze, dlatego też, gdy okazało się, że Malfoy i
Zabini pomyśleli również o tym, wybiegła do ogrodu i ciesząc się jak małe
dziecko krążyła po ulicy. Widząc to Blaise szczerze się roześmiał. Nie miał
pojęcia, że zwykły rower może komuś sprawić tyle radości.
-Wariatka… - stwierdził
blondyn, stając obok przyjaciela.
-Ale za to szczęśliwa-
odkrzyknęła rudowłosa.
-Będziecie sami musieli jechać
na piknik- westchnął Malfoy – Miona się źle poczuła.
Oburzona Ginny zatrzymała się
obok nich.
-Mówiłam jej żeby nie mieszała
drinków! Z resztą jeśli ona się źle czuje, ja też nie jadę. Nie zostawię jej
samej.
Draco przewrócił oczami.
-Ja się nią wystarczająco
zaopiekuję. Ty jedziesz z Dzikim, wspaniale się bawicie, jesteście szczęśliwi.
Ruda spojrzała podejrzliwie na
obu Ślizgonów, ale wzruszyła tylko ramionami i weszła do kuchni po koszyk, w
którym zapakowany był przygotowany prowiant. Gdy założyła go na kierownicę
roweru, ten niebezpiecznie się przechylił, ale Ginny nie zwróciła na to większej
uwagi i ruszyła powoli ulicą, a Blaise podążył za nią.
Kilkanaście minut później
zatrzymali się na niewielkiej polanie. Rudowłosa nie przejmując się rowerem
stanęła i z zachwytem wpatrywała się przed siebie. Polana mimo, że nie wielka,
była pokryta różnymi rodzajami kwiatów. Mieszanka wyglądała na przypadkową, ale
wszystkie barwa idealnie ze sobą współgrały. To miejsce było magiczne i na
pewno nie przeznaczone dla ludzi. Po prawej stronie rosło rozłożyste drzewo, a
obok niego przepływał niewielki strumyk.
Oczarowana ruszyła w jego stronę i już po chwili stała po kostki w
chłodnej wodzie. Gdy dotarła do miejsca, w którym się zatrzymali, Blaise
rozkładał właśnie na kocu jedzenie.
-Pięknie tu prawda? – zapytał
-Jak to możliwe, że nigdy
wcześniej tu nie trafiłam?- westchnęła jednocześnie rozluźniając kok, w który
spięła swoje włosy i zaczęła kręcić się wokół własnej osi. Po chwili zatrzymała
się i opadła na koc.
-Pewnie myślisz, że nadaję się
do Munga…
Blaise tylko pokręcił głową. –
W końcu jesteś szczęśliwa.
Ginny zamyśliła się na chwilę.
-Właściwie masz rację. Od
pierwszego roku w Hogwarcie wszystkich paraliżowała myśl, że Voldemort może
powrócić. Z resztą sam wiesz… Komnata Tajemnic, potem Turniej Trójmagiczny i w
końcu Wielka Bitwa. Teraz w końcu czuję się wolna bez żadnych intryg, kłamstw,
planów. Nie ma już Wielkiego-Czarnomagicznego-Super-Voldemorta, który niszczy
wszystkich. Nie muszę się już bać, że jakiś szalony czarodziej zabije moją
rodzinę. Będzie co ma być, ja tylko mogę pomóc losowi.
Blaise doskonale rozumiał
Ginny. Od dziecka rodzice wpajali mu zasadę czystości krwi, od najmłodszych lat
uczyli go nienawiści do szlam i zdrajców krwi, powtarzali, że gdy Czarny Pan
wróci, zostaną wynagrodzeni. Teraz gdy Tom Marvolo Riddle nie żył, nie musiał przejmować
się Śmierciożercami i Mrocznym Znakiem.
Wreszcie mógł żyć tak jak chciał.
Zapanowała cisza, ale nie
przeszkadzało im to. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie i nie musieli ciągle
mówić, by nie czuć skrępowania. Blaise ułożył się na kocu i wpatrywał w chmury
sunące po błękitnym niebie. Po chwili Ginny ruszyła w jego ślady i wygodnie
ulokowała się na jego ramieniu, a on ją objął i przyciągnął do siebie. Leżeli
tak, porównując chmury do rozmaitych kształtów, gdy nagle praktycznie w ułamku
sekundy niebo z błękitnego zmieniło się w granatowe, a puszyste chmury były
teraz ołowiane. Co chwilę też było słychać ogromny huk. Blaise i Ginny w
ekspresowym tempie zebrali wszystkie swoje rzeczy i wskoczyli na rowery.
Byli w połowie drogi, gdy
ciężkie krople zaczęły uderzać o ziemię, więc nim dotarli do niewielkiego,
nowoczesnego domu byli cali przemoknięci. Zabini wygrzebał klucze z kieszeni i
wpuścił Rudą do holu. Stali tak chwilę patrząc na siebie, aż wybuchli śmiechem.
Oboje wyglądali jak zmoknięte kury, a w dodatku na marmurowej podłodze zdążyła
się utworzyć kałuża z wody skapującej z ich włosów i ubrań. Ślizgon nie
przejmując się tym wziął od Ginny koszyk i ruszył do kuchni, dziewczyna znacząc
mokrymi śladami ruszyła za nim. Blaise postawił koszyk na stole i zniknął za
jednymi z drzwi. Wyszedł po chwili już przebrany w suche ciuchy trzymając w
ręce ręcznik i koszulę.
-Nie mam nic innego…
-Spokojnie, ta koszula w
zupełności mi wystarczy – stwierdziła Ginny i wyszła.
Gdy tylko zamknęła za sobą
drzwi od jakiegoś pokoju odetchnęła. Widok przystojnego Ślizgona w mokrej,
przylegającej koszulce bynajmniej jej nie uspokajał. Rozejrzała się po pokoju.
Był niewielki, ale dobrze umeblowany, a na środku leżał puchaty dywan. Spojrzała
na rzeczy trzymane w ręku. Odłożyła ręcznik na komodę i przytknęła koszulę do
nosa. Pachniała jego perfumami. Ginny wciągnęła lekko zapach i uśmiechnęła
się. Przypomniała jej się podobna
sytuacja.
Letnie popołudnie jeszcze w
czasach Hogwartu, gdy wraz z przyjaciółmi spędzała dni pozostałe do końca roku
nad jeziorem. Stała na pomoście i wygłupiała się z Blaisem, gdy ten
niespodziewanie wrzucił ją do wody poczym sam ściągnął koszulkę i dołączył do
dziewczyny. Gdy już wyszli, Blaise oddał jej swoją koszulę by się nie
przeziębiła.
Gdy znów pojawiła się w kuchni
na stole stały dwa parujące kubki. Chwyciła jeden z nich i wygodnie ulokowała
się na krześle. Ślizgon przyglądał jej się z uśmiechem. Jego koszula nie
zakrywała zbyt dużo więc był to ciekawy widok.
-Pamiętasz jak wrzuciłeś mnie
do jeziora?
-Tak. Wypomniałaś mi to trzy
dni. A przecież było fajnie, wtedy pierwszy raz…
Przerwał mu stuk kubka
rozbijającego się o kafelki.
-Przepraszam, przepraszam nie
chciałam –krzyknęła rudowłosa i schyliła się by pozbierać odłamki szkła.
Blaise chciał powiedzieć, żeby
się nie przejmowała, ale było za późno, ponieważ dziewczyna wbiła sobie jeden z
odłamków w palec. Ginny miała to do siebie, że mogła znieść widok
najdziwniejszych ran ale gdy widziała swoją krew natychmiast mdlała. Na
szczęście w porę zdążyła odwrócić głowę więc nie widziała krwi wypływającej z
rany. Blaise szybko zaczął przeszukiwać szafki w poszukiwaniu bandaża, a gdy wreszcie
go znalazł podszedł do dziewczyny kulącej się na ziemi.
-To tylko niewielkie
skaleczenie maleństwo… Kilka dni i będzie po wszystkim – starał się ją uspokoić
jednocześnie owijając palec.
-Gdy byłem mały rodzice zawsze
mówili, że żeby się lepiej goiło należy pochuchać i pocałować, a w tym punkcie
akurat się z nimi zgadzam – powiedział z rozbrajającym uśmiechem poczym
podniósł lekko jej dłoń i pocałował owinięty palec, jednak na tym nie
poprzestał. Ustani przesunął się do wnętrza dłoni, nadgarstka.
-Blaise, co ty…? – Weasley nie
dane było skończyć zdania ponieważ Blaise zajął je czym innym. Dziewczyna zarzuciła
ręce na szyję chłopaka, i palcami przeczesywała jego krótkie, wciąż wilgotne
włosy. Nie zastanawiając się nad tym co robi, zaczęła rozpinać mu koszulę.
Gdyby ktoś się jej spytał, jak znaleźli się w sypialni nie potrafiłaby
odpowiedzieć. Pamiętała jedynie jak leżeli przytuleni wsłuchując się w szum
deszczu za oknem.
Obudziły ją ciche dźwięki
gitary. Chciała zapytać Blaisa skąd ona dobiega, ale Ślizgona już nie było.
Wyszła na korytarz i muzyka stała się głośniejsza oraz dołączył do niej śpiew.
Kierowała się słuchem, aż doszła do drabiny prowadzącej na strych. Niepewnie
spojrzała w górę i po chwili weszła po szczeblach. Blaise od razu wyczuł jej
obecność. Nie przerywając gry
spojrzał jej w oczy i śpiewał:
Je fais de toi mon essentiel
Tu me fais naître parmi les hommes
Je fais de toi mon essentiel
Celle que j'aimerais plus que personne
Si tu veux qu'on s'apprenne*
Tu me fais naître parmi les hommes
Je fais de toi mon essentiel
Celle que j'aimerais plus que personne
Si tu veux qu'on s'apprenne*
Ginny ostrożnie podeszła i
usiadła obok niego, opierając głowę o jego ramię.
-Dlaczego wtedy wyjechałeś?
-Bałem się, że cię skrzywdzę.
Dla większości nadal byłem poplecznikiem Voldemorta -westchnął
-Wolałeś wyjechać i myśleć, że
będę szczęśliwa z kimś innym, niż cieszyć się tym szczęściem ze mną?
-Starałem się o tym nie myśleć
– znów spojrzał jej w oczy. – Teraz wiem, że popełniłem błąd.
-Zaczniemy jeszcze raz? –
zapytała.
Chłopak nie odpowiedział, tylko
lekko oparł swoje czoło o jej.
-Z tobą zawsze.
* Czynię Cię mą istotą rzeczy
Sprawiasz, że narodziłem się między ludźmi
Czynię Cię mą istotą rzeczy
Tą, którą będę kochać bardziej niż jakąkolwiek inną
Jeśli tylko chcesz, byśmy nauczyli się siebie
Sprawiasz, że narodziłem się między ludźmi
Czynię Cię mą istotą rzeczy
Tą, którą będę kochać bardziej niż jakąkolwiek inną
Jeśli tylko chcesz, byśmy nauczyli się siebie